wtorek, 1 lipca 2014

Od Arawis - Drugi dzień

Był drugi dzień w Hogwarcie, sądzę, iż nie mogło być lepiej. Melly chyba jeszcze spała lub odsypiała nocne pogaduchy. Strasznie się rozgadałyśmy, a tematy były karygodne. Trwało to do ok. 24.36. Teraz, gdy tak leżałam na łóżku, usłyszałam mruczenie, a zaraz potem miauknięcie. Podniosłam się do pozycji leżącej i ujrzałam Puszka-Leniuszka skaczącego po budzącej się Melody. Prędko go zdjęłam, ale kociak skakał tak skutecznie, że dziewczyna już była wybudzona. Piżama zakupiona na Pokątnej bardzo dobrze się sprawowała.

-Wybacz, ale nad nim nie panuję. A tak w ogóle, to ładny dzień dziś mamy.-powiedziałam przepraszającym tonem. W ręce wślizgnęła mi się Ferca. – Wiesz, on chyba woli Ciebie. Może będzie wspólny? Co Ty na to?- zapytałam z uśmiechem.
- Mi ten pomysł się całkiem podoba. Ale Twoi rodzice nie będą źli jak się o tym dowiedzą?- zapytała
-Jeśli się dowiedzą. No właśnie, a co jak się nie dowiedzą? Hm?- zaśmiałam się. –Ale warto o tym im wspomnieć…
-Jasne.
-Przywiozłaś jakieś nadprogramowe książki? –zapytałam zwyczajnie.
-Tak, kilka lektur…
-Ja też. Idę się ubrać, lekcje się za chwilę rozpoczynają – i poszłam się odziać.

Lecz zanim to zrobiłam, postanowiłam się umyć. Jako pierwsza zajęłam toaletę i zalałam się prysznicem, tym razem z własnej woli odkręciłam zimną wodę. Wzięłam szampon i umyłam włosy. Gdy były zlane wodą wydawały się dłuższe i czarniejsze niż zwykle. Wytarłam się i owinęłam w czysto czarny ręcznik. Przez czysty przypadek zapędziłam się do sypialni chłopców.

-A…Ja…Chyba źle… trafiłam…Przeeepraszam- zająkałam się i wybiegłam z komnaty.

Cóż, teraz muszę wysuszyć czuprynę –pomyślałam. Wzięłam suszarkę i zabrałam się do roboty. Trochę mi to zajęło, ale efekt był wspaniały. Teraz były delikatnie, w czasie poruszania z gracją falowały, lekko połyskując. I jak je spiąć? Najodpowiedniejszy byłby kok, ale ja zawsze lubiłam odstawać. Uważałam iż prezentuję się najlepiej w rozpuszczonych i trochę skręconych, dzięki pewnym zaklęciom, włosach. Wreszcie mogłam przystąpić do części garderoby, a muszę przyznać, że nie byłam najgorsza w projektowaniu wyśmienitych kreacji. Ubrania na pewno będą czarne, bo tylko takie zabrałam. No może połowa z nich ma zielone dodatki, lub jest srebrno-zielona. Ale dzisiaj miałam ochotę na mocny, czarny kolor. Postanowiłam założyć pod szaty (wiem, że i tak nie będzie tego widać, ale lubię chodzić wystrojona) glany, ozdobione ćwiekami, koszulkę na szelkach ze srebrną kieszonką na piersi, krótkie, odpowiednio podarte, jeansowo-czarne spodenki oraz dodatki. Mianowicie zestaw biżuterii z herbem rodowym (pierścionek, naszyjnik, bransoletki i kolczyki ze szmaragdów, ozdobione sylwetką srebrnego, wyniosłego węża). Prawie bym zapomniała o makijażu! Uznałam, że do tego stroju pasuje najbardziej lekko, czarno-brokatowa szminka, srebrny tusz do oczu oraz puder na policzki tego samego koloru. Postanowiłam pomalować sobie paznokcie srebrnym lakierem, mimo iż potem musiałam odczekać godzinę. I teraz mogę się uczyć! –pomyślałam.

Zapomniałam o śniadaniu. Chyba właśnie dlatego pierwsza byłam pod klasą. Ale potem rozsądek kazał mi wrócić, byłam strasznie głodna. Zasiadłam obok Melody.

-Co masz zamiar zjeść? Ja jakoś dziwnie nie mogę się zdecydować – zapytałam.
-Jeszcze nie wiem.

Później już nie rozmawiałyśmy, ponieważ byłyśmy zbyt zajęte pochłanianiem niezliczonej ilości słodyczy. 

Pierwszą lekcją jaką mieliśmy były Zaklęcia. Zaczynaliśmy od prostych sztuczek. Potem dużo notowaliśmy w zeszytach. Pióra sprawowały się wyśmienicie. Po tej niezbyt interesującej lekcji nadszedł czas na harówkę. Dwa razy Zielarstwo?! To jakiś żart! Musieliśmy dzielić tę lekcję z innymi Domami, w dodatku mam namyśli z wszystkimi domami! Okropność! No, ale dobrze. Postarałam się to znieść, lecz wcale nie było łatwo. Musieliśmy wyciskać Czyrakobulwy! Ojciec mi o nich opowiadał, i jak wrócę muszę mu to przyznać, było okropnie. Na szczęście potem była obrona przed czarną magią. Było… No znośnie. Ale byłoby lepiej gdyby uczył inny nauczyciel… Co ja mówię, BYŁOBY WSPANIALE! 

Zadzwonił dzwonek, a ja pomimo zastrzeżeń matki wyleciałam z Sali jako pierwsza. Było okropnie! Ale gehenna miała dopiero nadejść… Musiałam znieść muzykologię! I bądź tu normalnym… Zjadłam obiad i miałam zamiar zdążyć odrobić wszystkie zadane prace domowe. Na szczęście ich nie było. To chociaż trochę złagodziło mój stres przed muzykologią. Zjadłam zaledwie okruszek(a dokładnie jedną czwartą) chleba i wypiłam szklankę soku z dyni.

Czas pomyśleć w co się ubrać na bal. Wyruszyłam więc zwiedzać moje ciuszki i wybrać te najlepsze. No więc uważam iż najładniej mi było w zielonej, bufiastej sukni po samą ziemię ze srebrną podszewką. Z przodu miała wcięcie, dlatego wyglądała lekko i zwiewnie. Niestety było widać mi nogi. Tata zawsze mówił, że są bardzo zgrabne, ale jakoś się nieswojo tak czułam, byłam taka.. „odsłonięta”. Do tego gorset w takim samym umaszczeniu, oraz szpilki. No i nie zapomniałam także o dodatkach, czyli makijażu, oczy srebrne, usta zielone, policzki przypudrowane czarnym, szlacheckim puderkiem oraz weszła do tego kompletu jeszcze biżuteria. 
Oczywiście rodowa. Lecz tym razem chciałam założyć „bransoletę - węża” ze szczerego srebra oraz naszyjnik, kolczyki i pierścionek z tego samego kompletu. Pięknie wyszczuplał mi dłoń gdy się tak „wił” na mojej ręce. Zapomniałabym o paznokciach! Pomalowałam je przekładanie, srebrny, zielony, srebrny, zielony, i tak dalej. Zakończyło się na zieleni. Całą tą kreację wyszkicowałam w swoim prywatnym zeszycie kreacji. Prezentowała się prze bąbowo. „Teraz fryzura” – pomyślałam. Kok z kilkoma wypuszczonymi pokręconymi loczkami powinien idealnie pasować. Tylko czym go zepnę? Wybrałam spinkę z czystego malachitu, która pasowała do oczu węży na biżuterii. Uznałam, że ładnie będzie się prezentować na moich włosach ozdobna srebrna róża, wysadzana zielonymi klejnotami. Myślałam nawet, że będę musiała iść na bal sama. Myśl ta była całkowicie rzeczywista. Nikt mnie pewnie nie zaprosi. Wyruszyłam na przechadzkę po korytarzu. Spotkałam profesora Snape’a i dzięki temu przeprowadziliśmy bardzo ciekawą i długą rozmowę. Po skończonym dialogu grzecznie się pożegnałam, skłoniłam głowę i odeszłam z gracją.

Podeszłam do kominka, który mnie miło ogrzewał. Wzięłam książkę o eliksirach i czytałam… Zeszło mi to pół godziny zanim ją skończyłam. Dyskutowaliśmy na temat balu, upodobań, fascynacji, pasji oraz Domów. Potem poszłam do sypialni dziewczyn i ujrzałam Iloriel. Jeszcze nie przyszło mi się z nią spotkać, więc spróbowałam 
nawiązać nowy kontakt. Nadeszła wtedy Melody.

- Cześć dziewczyny. Jak minął dzień? Może urządzimy piżama party? Tak żeby świętować i w ogóle.. A ja jestem Arawis, możesz mi mówić Avada Kedavra – zaśmiałam się – A Ty jak sądzę Iloriel? Ładne imię. Mam nadzieję iż się polubimy. Wiem, że trochę dużo tych pytań i tak no… Ale ja z natury jestem ciekawska.

Melly? Iloriel? :*