piątek, 29 sierpnia 2014

Od Ash'a do Mayi

Zobaczyłem jakąś nową osóbkę.
Nie mam co robić - pomyślałem.
Potrzedłem do nowej blondynki i ją zagadnąłem:
- Hej. Do jakiego domu należysz?
Gdy tylko dziewczyna usłyszała mój głos, odwróciła się.
- Gryffindor - odpowiedziała - a ty?
- Slytherin - zaczerwieniełem się.
Te dwa domy od dawna prowadziły ze sobą 'wojnę'.
- Lubisz Severusa? - zapytała mnie ciszej.
- Nie - skrzywiłem się.
Dziewczyna uśmiechnęła się. Podniosłem rękę, aby mi dała piątkę. Dziewczyna trzasnęła mnie wyjątkowo mocno.
- Auć - jęknąłem.
Dziewczyna tylko zaśmiała się w odpowiedzi.
Maya?

Od Mai - Jak dostałam list

Obudził mnie jakiś dziwny dźwięk. Spojrzałam szybko na zegarek - 5 rano. Potem zobaczyłam wielką sowę, która wyraźnie próbowała się wbić do mojego pokoju. Otworzyłam okno. Sowa stanęła na krześle i położyła jakąś kopertę na moim biurku po czym wyleciała na zewnątrz.
- Co to jest? - zapytałam sama siebie. Wzięłam kopertę do ręki i otworzyłam. W środku były na siłę wpakowane cztery kartki różnych wielkości. Wyjęłam pierwszą lepszą. Przeczytałam i od razu wiedziałam, że to jest mój dzień. List z Hogwartu! Z coraz szybciej bijącym sercem wyciągałam kolejne kartki. Bilet na peron 9 i 3/4. Lista podręczników. Przeleciałam przez nią szybko wzrokiem. Uroki szkół... potem wyjęłam ostatnią kartkę. Oj jak miło... jeszcze więcej podręczników...
Poszłam do pokoju rodziców i zapaliłam im światło żeby się obudzili, po czym pokazałam im list i całą resztę.
- Dobra, która godzina? - zapytała moja mama.
- Około 6 rano - odpowiedziałam
- To obudź mnie koło 9 i pójdziemy cię już w to wszystko zaopatrzyć. I idź powiedzieć Mgiełce, żeby się przygotowała na wyjście.
- Okey - powiedziałam i wyszłam
- Maya, światło - usłyszałam mojego tatę.
- A tak, przepraszam was...
Potem wybrałam się na poszukiwanie naszego skrzata domowego. W końcu znalazłam.
- Mgiełko, dziś koło 10 idziemy na Pokątną.
***
Gdy wreszcie zakupiliśmy wszystkie książki mama zaprowadziła mnie do sklepu z różdżkami. Próbowałam różnych, naprawdę różnych różdżek i żadna do mnie nie pasowała. Jedną podpaliłam jakąś książkę, inną zruciłam z regału wszystkie pudełka z różdżkami... ogólnie masakra... sprzedawca był już całkowicie zdezorientowany. Szukając jeszcze jakiejś różdżki położył kilka pudełek na blacie i "zanurkował" w głąb jednej z półek. Szybki rzut oka wystarczył mi na to, aby samemu znaleźć swoją różdżkę wśród tych, które położył na stole. Wyjęłam ją z pudełka, a ona rozbłysnęła mi w dłoni. Uśmiechnęłam się. Następny przystanek - Hogwart!