Wstałam
wcześnie, jak dla mnie za wcześnie. Śnięta jakoś doszłam do łazienki i
zamiast letniej wody puściłam lodowatą - przynajmniej się wybudziłam. Od
24.00 czekałam na list z Hogwartu. Na razie nie raczono mi go
dostarczyć. Zeszłam na dół i zobaczyłam godzinę o której wstałam. 4.00,
tak i ja się dziwiłam, że miałam problem z obudzeniem … Na polu było
dosyć ciepło. W tym powoli rozjaśniającym się mroku postanowiłam polatać
na miotle. Był to zły pomysł, ale przynajmniej wpadłam na sowę z
wiadomością. Priorytetowo wróciłam do domu i rozpakowałam list. Wszystko
ładnie i składnie, ale rodzice jeszcze nie znali tej nowiny. Ruszyłam
się nią podzielić, lecz zanim weszłam na kręcone schody mojego zacnego
domostwa runęłam w dół, ponieważ Ferenca oplotła mi nogi. I jeszcze
miała czelność syczeć! Meliana na mnie usiadła i myślała, że uwije
sobie gniazdko w moich włosach. Z prędkością światła zrzuciłam ją z
głowy, rozplotłam węża i pogalopowałam na górę. Jak wpadłam do sypialni
rodziców i wykrzykiwałam nowinę. Oni jednak wytrwale chrapali.
Postanowiłam obudzić ich sposobem. Skoczyłam na łóżko, a oni się
momentalnie ocucili.
Po chwili wszyscy świętowaliśmy i już po pięcie minutach byliśmy na ulicy Pokątnej. Mój ojciec spotkał tam Snape’a. Byli dobrymi przyjaciółmi. Strasznie się zarumieniłam gdy mnie rozpoznał-ostatnio widziałam go jak miałam sześć lat, byłam zwykłym bachorem. My z matką jednak szybko ruszyłyśmy w stronę sklepu z różdżkami. Dostałam Czarny Bez, Włókno ze Smoczego serca, 14/7 cala, giętką i przyjemną w dotyku. Teraz szaty. Przynajmniej były czarne co miło mnie zaskoczyło gdyż był to mój ulubiony kolor. Tatusiek zakupił mi książki, kociołek i całą resztę potrzebnych przyborów, zapomniał jedynie o piórze. Poszłam po nie sama. Lecz był pewien problem… Ujrzałam dziesięć zaskakująco pięknych piór. Oczywiście kupiłam wszystkie. Wyłudziłam także czarną, lekką, koronkową koszulę do spania i najnowszą miotłę. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu z obuwiem. Wyszliśmy zaopatrzeni w czarne, wiązane i bardzo lśniące oficerki do jazdy konnej oraz glany i trampki w białe czaszki. -Cóż, mogę uznać te zakupy za udane - zdałam relacje po pracowitym lipcowym dniu. -Tak, a ja mogę wyrzucić portfel, bo nie mam co do niego włożyć – mój tata nie był o tym tak dosłownie przekonany. Mój skrzat domowy zaniósł zakupy do mego pokoju. Już nie mogłam się doczekać, to było wspaniałe uczucie! Zaczęłam skakać po łóżku, aż w końcu dostałam zadyszki i upadałam na zimną i jakże orzeźwiającą podłogę. Taka gleba zawsze jest przyjemna. Zaczęłam się pakować. Rodzice uznali iż mam nerwicę. Po godzinie byłam w pełni gotowa. |
||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz