poniedziałek, 9 czerwca 2014

Od Melody cd. Arawis - W pociągu do Hogwartu

Rano wstałam dość wcześnie i natychmiast zaczęłam się szykować. Umyłam się szybko i kazałam sprawdzić skrzatce czy na pewno mam wszystko. Potem została sprawa najtrudniejsza - w co się ubrać? Po dłuższym zastanowieniu się wybrałam czarną, skórzaną i bardzo króciutką sukienkę, czarne obcasy z ćwiekami i mnóstwo wspaniałych dodatków. Kiedy uznałam że jestem gotowa zeszłam na dół.
- Już idę tato! - wrzasnęłam w holu i już miałam wyjść, gdy w drzwiach prowadzących do gabinetu ojca, stanął właśnie on.
- Nigdzie nie pojedziesz tak ubrana! - zawołał. - I bez dyskusji! Idziesz na górę i zmieniasz strój albo nie jedziesz wcale! Wybieraj!
Poszłam na górę i zdjęłam moją fantastyczną kreację. Zmazałam makijaż i ponownie podeszłam do szafy. - Może to i dobrze . - myślałam. - W tym stroju każdy chłopak by się na mnie gapił. Znowu zwracaliby uwagę tylko na wygląd. Wybrałam w końcu czarną luźną koszulkę na krótki rękaw z czaszką i modnie poobdzierane jeansy. Do tego wzięłam trampki na koturnie z Mrocznym Znakiem po boku. Zdecydowałam się też na zielony wisiorek z napisem "Rude" i pasujące kolczyki. Do tego bransoletka z czarnych rzemyków, którą kiedyś zrobiłam i już! Nadal się trochę dąsałam z powodu tej sukienki więc kopnęłam szafkę przy łóżku, żeby dać upust złości. Po kilku minutach wsiedliśmy z tatą na miotły i polecieliśmy do Londynu.
***40 min. później***
- Tylko pamiętaj...
- Tak wiem tato, mówiłeś mi już z osiem razy "co mam robić, a czego nie". - przerwałam mu.
- Ech, wiem. Szkoda że mama jednak nie znalazła chwili czasu żeby... zresztą nieważne. Pa córeczko, kocham cię. - pożegnał się i uściskał mnie mocno.
- Papa, tato! - niestety, nie było go już. - Ważne sprawy w Ministerstwie, no tak. - pomyślałam. Weszłam do pociągu. Był straszny tłok. Niestety chłopaki oglądali się za mną. Ech, idioci! I tak nic z tego, nie interesują mnie paskudni materialiści! Pociąg ruszył a ja nie mogłam znaleźć miejsca, gdzie nie byłoby jakiegoś gapiącego się na mnie chłopaka, co za pech! W roztargnieniu wpadłam do jakiegoś wagonu i ku memu zdziwieniu zobaczyłam profesora Snape'a!
- Panie profesorze! - wrzasnęłam i podbiegłam do niego.
- Och, witaj... Melody.
- Co pan tutaj robi, profesorze?
- Były drobne komplikacje... trzecioklasiści się wygłupiali i tyle. Już wszystkich uspokoiłem. - odpowiedział nawet przyjaznym tonem, co jak zauważyłam zdarzało mu się rzadko. Był jednak niespokojny. - Radziłbym ci pójść do ostatniego przedziału. Tam jest najwięcej miejsca. Przepraszam, ale muszę już iść. - ukłonił się i lekko uśmiechnął na pożegnanie i chwilę później już go nie było. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć. Poczułam że burczy mi w brzuchu więc skierowałam się w stronę pani z bufetem. Kupiłam trochę Dyniowych pasztecików i wodę niegazowaną. Od dziecka nie przepadałam za rzeczami gazowanymi. Potem jeszcze trochę "Przysmaków Ślizgonów" czyli czarnych, czekoladowych babeczek polanych zielonym lukrem i z namalowanym (jadalną farbą) srebrnym wężem. Kiedy się odwróciłam wpadła na mnie jakaś ładna, ciemnowłosa dziewczyna.
-Wybacz, to moje wina. - powiedziała od razu.
-Nic się nie stało. Każdemu może się zdarzyć. - odpowiedziałam. Podała mi rękę, a ja uścisnęłam ją.
-Jestem Arawis Tavington. - przedstawiła się.
- Melody. Mogę się dosiąść? Nie potrafię się odnaleźć w tym tłoku. - spytałam z nadzieją, nowo poznanej.
- Oczywiście, z przyjemnością. - rzekła z uśmiechem.
I poszłyśmy do jej przedziału. Był tam wąż, konkretniej samica. Zawsze chciałam mieć węża, ale mama mówiła że to nie przystoi damie i kupiła psa. A pies to niby przystoi? No, ale nie narzekam - Rosie jest urocza!
Po godzinie wspólnej rozmowy podbiegła do nas jakaś rudowłosa dziewczyna.
- Ubierzcie się w Szkolne Szaty! Za chwilę wysiadamy! - i pobiegła dalej.
Zaczęłyśmy się przebierać. Trzeba powiedzieć że te szaty wcale nie były takie złe. Ja i Arwa dodałyśmy jednak kilka dodatków i się umalowałyśmy. Założyłam moje koturny i naszyjnik z onyksem i herbem rodowym. Umalowałam się lekko. Nie chciałam żeby chłopaki zbytnio się za nami oglądali. Niestety gapili się bez opamiętania na mnie i Ar. Kiedy wsiadłyśmy do łodzi naprzeciwko dwóch szatynów po prostu nie wytrzymywałam.
***30min. później***
- Melody Cravin! - zawołała McGonagall. Poszłam i usiadłam na stołek. Tiara od razu wrzasnęła "Slytherin", a później to samo stało się z Arwą.
- Wiesz co? – zagadnęła, gdy już zeszła ze stołka i usiadła przy stole – Tato przysłał mi paczkę, ale boję się czy to nie jest jakiś głupi żart mojego kuzyna. Jak myślisz? Otworzyć?
- Chyba tak – doradziłam jej – ale zrób to ostrożnie.
Powoli rozwiązała wstążkę i zdjęła papier. Okazało się, że to był mały kotek!
- Strasznie się leni – zauważyła – jak będziesz ze mną w pokoju nie obrazisz się że kudły będą wszędzie? –zaśmiała się – nazwę ją… Aha, to chłopak…Więc nazwę go… Puszek. Leniwy Puszek. Co Ty na to?
- Mi pasuje – też się zaśmiałam. Czułam że będziemy przyjaciółkami.
Zaczęła się uczta. Jadłam prawie tylko mięso i naleśniki. No i lody z czekoladą. Potem poszłyśmy do dormitorium. Okazało się że mamy je razem!
- Hej gdzie jest Puszek-okruszek? - zaśmiałam się.
- Tutaj! A zauważyłam że spodobał ci się ten blondyn, Ash.
- Przestań. - zaprzeczyłam (choć ładny to on jest). - Chce ci się spać?
- Nie, a tobie?
- Mnie też nie!
Arawis?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz