Wstałam jak najwcześniej, by szybko wyruszyć.
Szczerze nie miałam ochoty żegnać się z rodziną. Można mnie nazwać "samotnym wilkiem", chyba nawet lepiej czuje się z postaci wilka niżeli człowieka. Moja rodzina ma mnie za psa bez manier. Gdy tylko przychodzi ktoś w gości zamykają mnie w pokoju, a ja z nerwów zmieniam się w wilka i nerwowo drapie w drzwi. Ale wracając do tego poranka. Cicho zabrałam bagaże z pokoju i bezszelestnie wyślizgnęłam się z domu. Samodzielnie zrobiłam zakupy na Pokątnej. Oczywiście co to za podróż bez Morgana? Wzięłam go ze stajni i to na nim dotarłam na Pokątną. Widziałam setki czarodziejów i czarownic. Znalazłam odpowiednią sowę dla siebie - Verenę. Coś dziwnego rzuciło mi się w oczy przed pójściem na stację. Jakaś banda czarodziejów (zgadując czystej krwi) zaczepił jakąś dziewczynkę. Raczej nie była ona czystej krwi, mi to nie przeszkadzało, ale im tak. Dziewczyna miała koło 8 - 9 lat, a oni 11. Było ich trzech - zapewne kiedyś trafiliby do Slytherinu. - Trzech na jedną małą dziewczynkę. Czy to nie jest czasem nie fair? - zapytałam sarkastycznie. - Trzech na dwie małe dziewczynki. - zaśmiał się jeden. Błyskawiczni złapałam go za rękę, którą wyciągną w kierunku dziewczynki, przerzuciłam go kawałek dalej i stanęłam pomiędzy resztą i małą. - Nie radzę. - warknęłam cicho i specjalnie zmieniłam oczy na wilcze w kolorze żółtym. Natychmiast cała trójka odbiegła daleko. Dziewczynka z uśmiechem patrzyła jak uciekają, ja stałam za nią. Odwróciła się i chciała coś powiedzieć, ale ja odbiegłam na peron. Przyszłam na tyle wcześnie, że pociąg był pusty Szybko weszłam i zajęłam wolny przedział jak najdalszy od tłumu. Zamknęłam go w nadziei, że nikt nie wejdzie. Postanowiłam podróż spędzić w wilczej skórze. Zasnęłam dużo przed odjazdem pociągu. Nagle usłyszałam jakieś kroki i drzwi do przedziału otworzyły się... (Dokończy ktoś?) |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz