- Miło Cię widzieć,Jen - przywitałam się - jestem Sarah,ale możesz mi mówić Sari.
- Cześć - podała mi rękę - twój kruk?
- Nie,wleciał przez otwarte okno - wyjaśniłam - przepraszam Cię za niego.
- Nic się stało - uśmiechnęła się - czemu nazwałaś go Amadeus?
- Nie wiem.Ale on mi się kojarzy z Mozartem.A konkretnie jego
muzyką.Kiedy byłam mała mama puszczała jego kompozycje,a ja wołałam:
"Znowu pusciłaś Amadeusa,mamo?" Sepleniłam i zamiast Amadeusz mówiłam
Amadeus. Właściwie bardzo kiepskie imię dla kruka.
- Wcale nie jest takie złe - zaprzeczył Will - trochę...stare,ale nawet dobre.
- Możesz go nazwać jak chcesz - powiedziała Jen - nikt nie będzie miał o to pretensji.
- Jen,mówisz z takim...cudzoziemskim akcentem - spytałam - czy to przypadkiem nie...hinduski?Zgadłam?
- Tak - zaśmiała się - mówię trochę po hindusku,ale tylko słowa które lubię.
- Fajnie - powiedziałam - nauczysz mnie kiedyś?
- Jasne - odparła - kiedy tylko będziesz chciała.
Reszta podróży upłynęła nam na rozmowie o rodzinie,Hogwarcie i o tym
dziwnych wybuchu który słyszeliśmy.Zdecydowałam,że gdy będę miała więcej
czasu,zbadam to.Nagle do naszego przedziału weszła rudowłosa
dziewczynka.
- Hej!Przebierajcie się - zawołała - niedługo będziemy wysiadać.
I zniknęła.
Nigdy nie widziałam olbrzyma. W książkach, które czytałam były one
przedstawiane jako krwiożercze bestie. Chociaż ten, który stał teraz na
peronie był całkiem miły i wesoły. I znał Will'ego. Właściwie znał nas
wszystkich.
- Hej, dzieciaki,tutaj! - krzyknął - Cześć Will. Jak tam leci? Dobrze? To
super. A ty - wskazał na Jen - to pewnie córka River'ów? Twoi rodzice
uwielbiali Indie. Hmm... - zamyślił się, patrząc na mnie - znałem twoją
matkę. Jesteś Sarah? Tak, twoja matka była świetną czarownicą. No
dobrze, koniec tego. Pierwszoroczniaki! - krzyknął - chodźcie za
mną. Tu, wsiadajcie do łodzi! Trójkami!
Zajęliśmy jedną z łodzi. Chwilę potem ruszyła.
- Ale czad - mruknął pod nosem Will patrząc na zamek.
- Prawda? - przytaknęła Jen - zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałam. A jak ty sądzisz,Sari?
- Piękny - powiedziałam patrząc na zamek w blasku księżyca.
Wysiedliśmy z łodzi przy jaskini. Były tam wielkie drzwi z drewna. Otworzyła je chuda czarownica o surowym wyrazie twarzy.
- Witajcie, pierwszoklasiści - zaczęła - za chwilę zostaniecie
rozdzieleni do poszczególnych domów. Są cztery:
Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw... i Slytherin - nazwę ostatniego domu
wymieniła z lekką niechęcią - Proszę za mną!
Otworzyła kolejne drzwi. Prowadziły one do Wielkiej Sali. Ciągnęły się tam
cztery stoły, nad każdym wisiała flaga któregoś z domów. Sufit wyglądał
wprost bajecznie... przedstawiał piękne granatowe niebo na usiane
gwiazdami. Przyszliśmy na sam początek sali. Przed stołem nauczycieli stał
stołek... a na nim czapka. Surowa czarownica przemówiła:
- Teraz będę po kolei was wywoływać. Podchodzicie do stołka, siadacie na
nim, a ja zakładam wam Tiarę Przydziału na głowę. Ona przydzieli was do
domów.
Serce zaczęło mi głośno bić. Nie wiem, czego się tak bałam, ale inni chyba czuli to, co ja.
- Black Nelly!
Do stołka podeszła brązowowłosa dziewczynka. Pewnie się denerwowała, bo
miała wypieki na policzkach. Czarownica założyła jej na głowę tiarę. Ta po
chwili ryknęła:
- Gryffindor!
Przy pierwszym stole zaczęli klaskać. Dziewczynka zdjęła tiarę i zajęła miejsce wśród Gryfonów.
- Blood Ash!
- Slytherin. Nie chciałabym iść do Slytherinu za żadne skarby. Właściwie
było mi obojętne, gdzie się znajdę, ale tam nie chciałabym się znaleźć.
- Grand Wiliam!
Wiliam przecisnął się obok mnie. Po chwili tiara wrzasnęła:
- Ravenclaw!
Odszedł do swojego stołu. Ciekawe,może ja też wkrótce do niego dołączę?
- Hastings Flora!
Do stołka podeszła rudowłosa dziewczynka, która wcześniej była u nas w przedziale.
- Hufflepuff!
- Cravin Melody!
- Slytherin!
- River Jenahia!
Pewna siebie podeszła do stołka.
- Gryffindor!
Chciałabym być z którymś z nich w domie, ponieważ tylko ich znałam.
- Dark Fallon!
- Gryffindor!
- Kelly Katharine!
- Ravenclaw!
- Cassidy Sarah!
Ruszyłam do stołka z nogami jak z waty. Ulżyło mi, kiedy mogłam
usiąść. Zaraz jednak poczułam wwiercające się w moje plecy spojrzenia
nauczycieli. Krępujące. Chwilę potem świat przesłoniła mi ciemność. Dziwne
określenie, ale "zanurzyłam się w ciemności i ciszy czapki". Słychać było
tylko jej piskliwy głosik.
"No wreszcie! Już wątpiłam, czy w ogóle cię tu
przyśle.Dobrze, zobaczmy...hmm,na pewno odwaga i lojalność, ale nie mogę
przydzielić cię do Gryffindoru...świetnie ukrywana ciemna strona
duszy...do Slytherinu też nie mogę Cię przydzielić... Ravenclaw?Na pewno
mądra, ale tam też mogą Cię znaleźć. Pozostaje Hufflepuff. Tak, to jest
odpowiednie wyjście z tej sytuacji. Tam nikt nie będzie Cię szukał..." -
zakończyła swoją przemowę, wykrzykując:
- Hufflepuff!
Brawa rozległy się przy jednym ze środkowych stołów. Tak jest
dobrze, nawet jeśli nikogo nie znam. Nie chciałabym uczestniczyć w wojnie
Gryfonów ze Ślizgonami. Jen zamachała do mnie. Odwzajemniłam się
uśmiechem. Rzuciłam też spojrzeniem na Willa.Uśmiechnął się.
Tymczasem rozdzielono jeszcze parę uczniów. Jeden z nich, Robert White też trafił do Hufflepuffu.
- Cześć - przywitał się - jestem Robert. Ty, to pewnie Sarah?
- Tak, to ja - przytaknęłam - mów mi Sari.
Dania nagle pojawiły się przed nami. Bardzo dużo jedzenia, byłam
głodna, więc nałożyłam sobie dużo na talerz. Flora cały czas paplała. Nawet
jej nie słuchałam.
- Wow, jesteś chyba bardzo głodna - stwierdził Robert.
- Baaaardzo!
Po jedzeniu prefekci odprowadzili nas do dormitoriów. Byłam padnięta, nie
zapamiętałam ani drogi ani hasła. W naszym pokoju, na samym poddaszu
mieszkały trzy dziewczyny: ja, Flora i Rozalie.Rozalie była dość drobna
jak na swój wiek, ale miała piękne blond włosy. Gdy przytknęłam głowę do
poduszki zaraz zasnęłam, chociaż pewnie Flora cały czas gadała.