piątek, 27 czerwca 2014

Od Ash'a do Melody - Pierwsze spotkanie

Gdy juz z Fallon zwiedziliśmy całą szkołę, oprócz tych miejsc do których zaglądać nie wolno. Było już bardzo późno. Fallon poszła już do pokoju a ja właśnie zmierzałem do części dla chłopaków. Byłem tak zamyślony, że nie zauważyłem dziewczyny która pośpiesznie schodziła po schodach. Przez przypadek na nią wpadłem. Przewróciła się i wszystko co miała w ręce było na ziemi.
- Przepraszam! - krzyknąłem i pośpiesznie podałem jej rękę aby mogła wstać - nic ci nie jest?
- Nie nic. - powiedziała.
Popatrzyłem się na nią przepraszająco i zacząłem podnosić książki z podłogi.
- Daj, nic się nie stało - powiedziała biorąc książki z mojej ręki - jestem Melody, a ty jesteś?
- Ash, miło mi - powiedziałem i się uśmiechnąłem.
Dziewczyna była ładna, szczerze mówiąc - spodobała się mi.
- Już muszę iść - powiedziałem i ruszyłem w stronę mojego pokoju.
Przez całą noc myślałem o tej Melody.

czwartek, 26 czerwca 2014

Proszę wszystkich o uwagę!

Z przyjemnością oznajmiam że za dwa tygodnie odbędzie się Bal z okazji Święta Duchów! Wszystkich proszę o stroje balowe, a profesor Arwen Kissie dopilnuje żeby wszyscy umieli poradzić sobie na parkiecie. Uczniowie z pierwszych klas będą występować, śpiewając! Każdy chłopak ma obowiązek poprosić jakąś dziewczynę na bal, ale ona niekoniecznie musi się zgodzić. Proszę żeby dziewczęta nie wymyślały sobie chłopaków, dopóki Ci nie wymyśleni będą jeszcze wolni!
Muszę także ogłosić że nie można absolutnie zbliżać się do korytarza na ósmym piętrze! Kto się ośmieli zostanie wydalony ze szkoły lub po prostu nie dożyje następnego dnia.
Dziękuję za uwagę i dodam teraz coś weselszego. Pani Hooch przeprowadzi za tydzień zawody w lataniu i Ci, którzy otrzymają dobry wynik, nawet pierwszoroczni będą mogli dołączyć do drużyny quidditcha.
Oby los Wam sprzyjał i uczcie się pilnie!

~~Profesor Albus Dumbledore~~

wtorek, 24 czerwca 2014

Od Jenahii - Spotkanie

Słoneczny piątkowy ranek. Obudziłam się szczęśliwa, bo dziś będą Eliksiry! Ale zaraz przypomniałam sobie, że od północy będzie Astronomia. Ech, trudno. Jakoś to przeżyję.
Poszłam do łazienki, umyłam się i ubrałam w szaty. Są...dziwne. Nie musiałam robić zakupów na szczęście, bo mama już dawno je zrobiła. Włosy upięłam w koka, zabrałam przyrządy do lekcji i poszłam korytarzem na zajęcia. Wiedziałam, że Severus Snape nienawidzi spóźnień wiec poszłam tam jakieś 5 minut przed czasem. Usiadłam pod salą i z nudów zaczęłam przeglądać książki.
- Hej - powiedział ktoś cicho. Odwróciłam się w tamtą stronę. To był ciemnowłosy chłopak.
- Em, hej. Jestem Jenahia. A ty? - zapytałam, zamykając książkę.
- Castiel. Do jakiego domu należysz?
- Gryffindor. A ty? - podstawowe pytania w Hogwarcie. Śmieszne trochę.
- Ravenclaw.
Castiel?

Od Fallon do Ash'a - Przechadzka po Hogwarcie

I chodź wszyscy zbierali się do pokoju po przydziale uciekłam ze swojej kolumny i wyciągnęłam też blondyna. Niektórzy ślizgoni patrzyli na mnie z oburzeniem. Przecież byłam gryfonem a on ślizgonem i była po między domami wojna więc nie kolorowo. Zaczęliśmy iść korytarzem a ja z kieszeni wyciągnęłam babeczkę i zaczęłam ją jeść.
-Opowiedz coś o sobie -powiedziałam i spojrzałam na niego z ukosa. Chodź był ślizgonem parę chwil już nim się stał. Szturchnęłam go delikatnie. -Blondi opowiedz. Proszę.
-Nie blondi a Ash, Fallon -powiedział lecz uniósł kącik ust -Patrz prawie bezgłowy Nick.
-Dla ciebie Sir Nicolas ślizgonie -powiedział i z uniesioną głową poleciał dalej -Przypominam że powinniście już spać.
- Sir Nicolasie -zawołałam proszącym głosem -Oprowadzisz nas? Proszę.
Duch odwrócił się i zleciał na moją wysokość.Przyjrzał mi się uważnie.
-Jesteś od Dark'ów co nie?Lecz charakterek masz Tully'ch w szczególności Maximiliana. To twój dziadek. Co nie? Jeszcze pamiętam jak i on tu się uczył. Lubiłem go. Więc mogę cię oprowadzić.
Duch ruszył przed siebie i do dość szybko że od razu wolny spacerek zamienił się w trucht a potem w biegi i w końcu go zgubiliśmy.
-Tam jest! -zawołał Ash -Chwyć się mnie to pobiegniemy szybciej.
Delikatnie chwyciłam go za nadgarstek. Ruszyliśmy biegiem aż dogoniliśmy Sir Nicolas'a.
-Tak więc pierwszym punktem na naszej mapie zwiedzania jest kuchnia -powiedział -Pamiętajcie połaskoczcie gruszkę i bądźcie mili dla skrzatów.
Ash?

Od Jenahii - Pierwszy dzień

Otworzyłam szeroko oczy. Która godzina? O, cudnie. Trzecia w nocy. No, nic. J, wiesz że jak się obudzisz, to już nie zaśniesz?, zapytałam samą siebie w myślach. No, fakt. To prawda. Nie zasnę. Ech, Jen, ty dziwaczna istoto. Owszem, czasem gadam sama do siebie. Nieważne.
Wstałam z łóżka i przeciągnęłam się. Rozczesałam się i ubrałam szarą bluzę z myszką Mini oraz jeansy. Do tego czarne trampki, włosy w kok i gotowe. Nie lubiłam się stroić. Jedyną błyskotką która nosiłam była bransoletka na kostkę no i jakieś 4 kolczyki na prawym uchu oraz dwa na lewym. Pomalowałam rzęsy i wyszłam z pokoju. Ruszyłam do pokoju wspólnego Gryffindoru i usiadłam na kanapie z podkulonymi nogami. Zaczęłam wpatrywać się w ogień w kominku i nuciłam piosenkę z jednej z moich ulubionych bajek.

Ja ofiara, okrucieństwa,
Precz wygnana niczym śmieć,
Klucz ci wskaże do zwycięstwa
I nauczę zemstę nieść!

Musisz silny być i zręczny,
Groźny i bezwzględny też!
Mówi mi mój ryk wewnętrzny,
Żeś ty bestia a nie zwierz!

Nadchodzi kres, niech Simba drży!
Na nic błagania, na nic łzy!
O słodka zemsto w to mi graj!
Luli-luli-laj!!!

Choć wybaczać ponoć ładnie,
Mnie wciąż parzy dawny jad.
Simby ród niech zgnije na dnie,
Niech przepadnie po nim ślad!

Tyran paszczę ma zębatą,
W sam raz żeby ziemię gryźć!

Krew popłynie strugą wartką,
Dla mnie bomba choćby dziś!

Strach, ból i zemsta wiodą w prym!
Symfonia śmierci, gniewu hymn,
To dla mych uszu istny raj,
Luli-luli-laj!

Skaza zmarł, lecz Zira nadal trwa,
Pilnuje by ten szkrab,
Poznał jak smakuje zemsta,
Z jego własnych kłów i łap!

Stul kaprawe ślepia!
To znaczy, słodkie oczka zmruż.

i wiedz, że nim obejrzysz sie...

Królem będziesz już!

Niech zagrzmi bęben,błysną kły!
Niech Kovu dziki wyda ryk!

Zniewagę pomścij!

Znak nam daj!

Przyjdzie czas zapłaty,
Gdy zew krwiożerczych zgraj,
Rozpali cały kraj,

Luli-luli-laj!!!

Tak, tak wiem. Dziecinne. Ale...baaaardzo lubię tą bajkę. Tak więc gdy skończyłam, nuciłam jeszcze kilka. Potem film mi się urwał i obudziłam się na tej samej kanapie. Nade mną widziałam dwie twarze. Dziewczęce.

Od Sary - W pociągu do Hogwartu

Stałam zdenerwowana przed pociągniem. Moi rodzice patrzyli na mnie czule. Podbiegłam do nich.
-A co jeśli trafię do Slytherinu?-zdenerwowałam się.
-Z takim usposobieniem, na pewno nie trafisz-mama mnie przytuliła-I pamiętaj-mówi się, że Hufflepuff to dom mięczaków. Nie wierz w to-w Hufflepuffie są wartościowi i ciekawi ludzie. Gdziekolwiek nie trafisz, zawsze będziesz naszą córką.-pocałowała mnie w policzek. Tata przytulił mnie i pocałował w czoło.
-Pamiętasz, czego cię nauczyłem w wakacje?-spytał z uśmiechem.
-Jasne-wyszczerzyłam się i wyciągnęłam wierzbową różdżkę i przyłożyłam ją do końca różdżki taty. Pomiędzy nimi pojawiło się złote światełko. To super uczucie.
-Pa! Kocham was, będę pisać!-przytuliłam ich, bo pociąg zagwizdał i wbiegłam do przedziały, gdzie zostawiłam wcześniej kufer. Już ktoś tam był. Dziewczynka opuściła książkę sprzed twarzy.
-Hej! Jestem Sarah, z "h" na końcu.
-A ja Sara. Bez "h" na końcu.
Spojrzałyśmy na siebie i zachichotałyśmy. Pociąg chybotliwie ruszył. Rzuciłam się do okna i zaczłęam machać rodzicom, a Sarah zrobiła to samo. Stefan w odpowiedzi wykoczył mi z kieszeni i przylepił się do szyby.
-Ej...masz jaszczurkę w kieszeni-zachichotała nerwowo.
-To mój Stefan. A ty masz zwierzątko?

Sarah?

piątek, 20 czerwca 2014

piątek, 13 czerwca 2014

Od Isabelli cd. Nelly - W pociągu do Hogwartu

- Chcesz się do nas dosiąść? Bo chyba nie masz miejsca, skoro tak tu stoisz...- zapytałam.
- No pewnie, dosiądź się! - przytaknęła mi Nells.
 - Skoro chcecie, to bardzo chętnie. - rzekł Castiel i wszedł z nami do przedziału. Usiadł naprzeciwko nas.
- Wiecie w jakim będziecie domu? - zapytała trochę podniecona Nell.
- Ja nie wiem... - odpowiedziałam cicho.
- Ja też nie. - odparł Cas.
Nagle do naszego przedziału zajrzał jakiś chłopak, który najwyraźniej znał Castiela.
Castiel?

Puchonka!

Witamy w naszych progach Puchonkę Sarę!

 http://stylio.pl/moja-szafa/piekna-rudowlosa-777387.jpg

czwartek, 12 czerwca 2014

Od Iloriel - Jak dostałam list

-Iloriel wpuść nas!-Usłyszałam głos mojej znienawidzonej siostry.
-Czego?!
-List do Was!
-Taa… jasne.A nasz wuj jest dyrektorem szkoły,do której zaczniecie chodzić!
-Skąd wiedziałyście?!
Przejechałam po twarzy ręką.
-Dobra wejdźcie.
Gilraen weszła do mojego pokoju.
-Dawajcie ten list!
-Proszę.
Podała mi list.
-Idźcie sobie!
-Dobra,dobra.
Kiedy wyszła spojrzałam na list.

-Grande, in modo da godere!*
Zbiegłam do salonu,gdzie byli moi rodzice.
-Dostałyśmy się do Hogwartu!
-Gratulacje Iloriel.
Wybiegłam z pokoju i założyłam szybko płaszcz.Po czym pobiegłam w stronę ulicy
Pokątnej,aby kupić potrzebne mi rzeczy.Niestety po drodze wpadłam na Gilraen.
-Attenzione a come si sta andando!**-Warknęłam do niej w smoczej mowie.
Potem ją wyminęłam i kontynuowałam spacer.

*Super, tak się cieszymy!
**Uważajcie jak leziecie!

Jeszcze jedna Ślizgonka!

Witamy w naszych progach jeszcze jedną mieszkankę Slytherinu, Ilroliel.

http://www.tapeciarnia.pl/tapety/normalne/140318_kobieta_kwiaty_ksiezyc.jpg

wtorek, 10 czerwca 2014

Od Nelly cd. Castiela - W pociągu do Hogwartu

Siedziałyśmy w przedziale. Właśnie razem z Bellą pomyślałyśmy, że przejdziemy się po pociągu. Rozmawiałyśmy. Śmiałyśmy się ze Snape'a i innych rzeczy, które nas tam czekają. Ujrzałyśmy ładnego chłopaka o brązowych włosach, który wyglądał przez okno. Po chwili odwrócił się i uśmiechnął. Obie to odwzajemniłyśmy. Ja nawet do niego pomachałam. Po chwili powrócił do podziwiania krajobrazów. Is zaproponowała żebyśmy do niego podeszły, więc zrobiłyśmy to. Odwrócił się i popatrzył na nas.
-Cześć, jestem Isabella.
-Siemka! Ja jestem Nelly.- przywitałam się
-Castiel, cześć.-odparł z uśmiechem chłopak - Pierwszoroczne?
-Tak.-odpowiedziałyśmy razem
-Ja też.
Isabella?

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Od Sarah cd. Jenahi - Ceremonia Przydziału

- Miło Cię widzieć,Jen - przywitałam się - jestem Sarah,ale możesz mi mówić Sari.
- Cześć - podała mi rękę - twój kruk?
- Nie,wleciał przez otwarte okno - wyjaśniłam - przepraszam Cię za niego.
- Nic się stało - uśmiechnęła się - czemu nazwałaś go Amadeus?
- Nie wiem.Ale on mi się kojarzy z Mozartem.A konkretnie jego muzyką.Kiedy byłam mała mama puszczała jego kompozycje,a ja wołałam: "Znowu pusciłaś Amadeusa,mamo?" Sepleniłam i zamiast Amadeusz mówiłam Amadeus. Właściwie bardzo kiepskie imię dla kruka.
- Wcale nie jest takie złe - zaprzeczył Will - trochę...stare,ale nawet dobre.
- Możesz go nazwać jak chcesz - powiedziała Jen - nikt nie będzie miał o to pretensji.
- Jen,mówisz z takim...cudzoziemskim akcentem - spytałam - czy to przypadkiem nie...hinduski?Zgadłam?
- Tak - zaśmiała się - mówię trochę po hindusku,ale tylko słowa które lubię.
- Fajnie - powiedziałam - nauczysz mnie kiedyś?
- Jasne - odparła - kiedy tylko będziesz chciała.
Reszta podróży upłynęła nam na rozmowie o rodzinie,Hogwarcie i o tym dziwnych wybuchu który słyszeliśmy.Zdecydowałam,że gdy będę miała więcej czasu,zbadam to.Nagle do naszego przedziału weszła rudowłosa dziewczynka.
- Hej!Przebierajcie się - zawołała - niedługo będziemy wysiadać.
I zniknęła.

Nigdy nie widziałam olbrzyma. W książkach, które czytałam były one przedstawiane jako krwiożercze bestie. Chociaż ten, który stał teraz na peronie był całkiem miły i wesoły. I znał Will'ego. Właściwie znał nas wszystkich.
- Hej, dzieciaki,tutaj! - krzyknął - Cześć Will. Jak tam leci? Dobrze? To super. A ty - wskazał na Jen - to pewnie córka River'ów? Twoi rodzice uwielbiali Indie. Hmm... - zamyślił się, patrząc na mnie - znałem twoją matkę. Jesteś Sarah? Tak, twoja matka była świetną czarownicą. No dobrze, koniec tego. Pierwszoroczniaki! - krzyknął - chodźcie za mną. Tu, wsiadajcie do łodzi! Trójkami!
Zajęliśmy jedną z łodzi. Chwilę potem ruszyła.
- Ale czad - mruknął pod nosem Will patrząc na zamek.
- Prawda? - przytaknęła Jen - zupełnie inaczej niż sobie wyobrażałam. A jak ty sądzisz,Sari?
- Piękny - powiedziałam patrząc na zamek w blasku księżyca.
Wysiedliśmy z łodzi przy jaskini. Były tam wielkie drzwi z drewna. Otworzyła je chuda czarownica o surowym wyrazie twarzy.
- Witajcie, pierwszoklasiści - zaczęła - za chwilę zostaniecie rozdzieleni do poszczególnych domów. Są cztery: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw... i Slytherin - nazwę ostatniego domu wymieniła z lekką niechęcią - Proszę za mną!
Otworzyła kolejne drzwi. Prowadziły one do Wielkiej Sali. Ciągnęły się tam cztery stoły, nad każdym wisiała flaga któregoś z domów. Sufit wyglądał wprost bajecznie... przedstawiał piękne granatowe niebo na usiane gwiazdami. Przyszliśmy na sam początek sali. Przed stołem nauczycieli stał stołek... a na nim czapka. Surowa czarownica przemówiła:
- Teraz będę po kolei was wywoływać. Podchodzicie do stołka, siadacie na nim, a ja zakładam wam Tiarę Przydziału na głowę. Ona przydzieli was do domów.
Serce zaczęło mi głośno bić. Nie wiem, czego się tak bałam, ale inni chyba czuli to, co ja.
- Black Nelly!
Do stołka podeszła brązowowłosa dziewczynka. Pewnie się denerwowała, bo miała wypieki na policzkach. Czarownica założyła jej na głowę tiarę. Ta po chwili ryknęła:
- Gryffindor!
Przy pierwszym stole zaczęli klaskać. Dziewczynka zdjęła tiarę i zajęła miejsce wśród Gryfonów.
- Blood Ash!
- Slytherin. Nie chciałabym iść do Slytherinu za żadne skarby. Właściwie było mi obojętne, gdzie się znajdę, ale tam nie chciałabym się znaleźć.
- Grand Wiliam!
Wiliam przecisnął się obok mnie. Po chwili tiara wrzasnęła:
- Ravenclaw!
Odszedł do swojego stołu. Ciekawe,może ja też wkrótce do niego dołączę?
- Hastings Flora!
Do stołka podeszła rudowłosa dziewczynka, która wcześniej była u nas w przedziale.
- Hufflepuff!
- Cravin Melody!
- Slytherin!
- River Jenahia!
Pewna siebie podeszła do stołka.
- Gryffindor!
Chciałabym być z którymś z nich w domie, ponieważ tylko ich znałam.
- Dark Fallon!
- Gryffindor!
- Kelly Katharine!
- Ravenclaw!
- Cassidy Sarah!
Ruszyłam do stołka z nogami jak z waty. Ulżyło mi, kiedy mogłam usiąść. Zaraz jednak poczułam wwiercające się w moje plecy spojrzenia nauczycieli. Krępujące. Chwilę potem świat przesłoniła mi ciemność. Dziwne określenie, ale "zanurzyłam się w ciemności i ciszy czapki". Słychać było tylko jej piskliwy głosik.
"No wreszcie! Już wątpiłam, czy w ogóle cię tu przyśle.Dobrze, zobaczmy...hmm,na pewno odwaga i lojalność, ale nie mogę przydzielić cię do Gryffindoru...świetnie ukrywana ciemna strona duszy...do Slytherinu też nie mogę Cię przydzielić... Ravenclaw?Na pewno mądra, ale tam też mogą Cię znaleźć. Pozostaje Hufflepuff. Tak, to jest odpowiednie wyjście z tej sytuacji. Tam nikt nie będzie Cię szukał..." - zakończyła swoją przemowę, wykrzykując:
- Hufflepuff!
Brawa rozległy się przy jednym ze środkowych stołów. Tak jest dobrze, nawet jeśli nikogo nie znam. Nie chciałabym uczestniczyć w wojnie Gryfonów ze Ślizgonami. Jen zamachała do mnie. Odwzajemniłam się uśmiechem. Rzuciłam też spojrzeniem na Willa.Uśmiechnął się.
Tymczasem rozdzielono jeszcze parę uczniów. Jeden z nich, Robert White też trafił do Hufflepuffu.
- Cześć - przywitał się - jestem Robert. Ty, to pewnie Sarah?
- Tak, to ja - przytaknęłam - mów mi Sari.
Dania nagle pojawiły się przed nami. Bardzo dużo jedzenia, byłam głodna, więc nałożyłam sobie dużo na talerz. Flora cały czas paplała. Nawet jej nie słuchałam.
- Wow, jesteś chyba bardzo głodna - stwierdził Robert.
- Baaaardzo!
Po jedzeniu prefekci odprowadzili nas do dormitoriów. Byłam padnięta, nie zapamiętałam ani drogi ani hasła. W naszym pokoju, na samym poddaszu mieszkały trzy dziewczyny: ja, Flora i Rozalie.Rozalie była dość drobna jak na swój wiek, ale miała piękne blond włosy. Gdy przytknęłam głowę do poduszki zaraz zasnęłam, chociaż pewnie Flora cały czas gadała.

Od Melody cd. Arawis - W pociągu do Hogwartu

Rano wstałam dość wcześnie i natychmiast zaczęłam się szykować. Umyłam się szybko i kazałam sprawdzić skrzatce czy na pewno mam wszystko. Potem została sprawa najtrudniejsza - w co się ubrać? Po dłuższym zastanowieniu się wybrałam czarną, skórzaną i bardzo króciutką sukienkę, czarne obcasy z ćwiekami i mnóstwo wspaniałych dodatków. Kiedy uznałam że jestem gotowa zeszłam na dół.
- Już idę tato! - wrzasnęłam w holu i już miałam wyjść, gdy w drzwiach prowadzących do gabinetu ojca, stanął właśnie on.
- Nigdzie nie pojedziesz tak ubrana! - zawołał. - I bez dyskusji! Idziesz na górę i zmieniasz strój albo nie jedziesz wcale! Wybieraj!
Poszłam na górę i zdjęłam moją fantastyczną kreację. Zmazałam makijaż i ponownie podeszłam do szafy. - Może to i dobrze . - myślałam. - W tym stroju każdy chłopak by się na mnie gapił. Znowu zwracaliby uwagę tylko na wygląd. Wybrałam w końcu czarną luźną koszulkę na krótki rękaw z czaszką i modnie poobdzierane jeansy. Do tego wzięłam trampki na koturnie z Mrocznym Znakiem po boku. Zdecydowałam się też na zielony wisiorek z napisem "Rude" i pasujące kolczyki. Do tego bransoletka z czarnych rzemyków, którą kiedyś zrobiłam i już! Nadal się trochę dąsałam z powodu tej sukienki więc kopnęłam szafkę przy łóżku, żeby dać upust złości. Po kilku minutach wsiedliśmy z tatą na miotły i polecieliśmy do Londynu.
***40 min. później***
- Tylko pamiętaj...
- Tak wiem tato, mówiłeś mi już z osiem razy "co mam robić, a czego nie". - przerwałam mu.
- Ech, wiem. Szkoda że mama jednak nie znalazła chwili czasu żeby... zresztą nieważne. Pa córeczko, kocham cię. - pożegnał się i uściskał mnie mocno.
- Papa, tato! - niestety, nie było go już. - Ważne sprawy w Ministerstwie, no tak. - pomyślałam. Weszłam do pociągu. Był straszny tłok. Niestety chłopaki oglądali się za mną. Ech, idioci! I tak nic z tego, nie interesują mnie paskudni materialiści! Pociąg ruszył a ja nie mogłam znaleźć miejsca, gdzie nie byłoby jakiegoś gapiącego się na mnie chłopaka, co za pech! W roztargnieniu wpadłam do jakiegoś wagonu i ku memu zdziwieniu zobaczyłam profesora Snape'a!
- Panie profesorze! - wrzasnęłam i podbiegłam do niego.
- Och, witaj... Melody.
- Co pan tutaj robi, profesorze?
- Były drobne komplikacje... trzecioklasiści się wygłupiali i tyle. Już wszystkich uspokoiłem. - odpowiedział nawet przyjaznym tonem, co jak zauważyłam zdarzało mu się rzadko. Był jednak niespokojny. - Radziłbym ci pójść do ostatniego przedziału. Tam jest najwięcej miejsca. Przepraszam, ale muszę już iść. - ukłonił się i lekko uśmiechnął na pożegnanie i chwilę później już go nie było. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć. Poczułam że burczy mi w brzuchu więc skierowałam się w stronę pani z bufetem. Kupiłam trochę Dyniowych pasztecików i wodę niegazowaną. Od dziecka nie przepadałam za rzeczami gazowanymi. Potem jeszcze trochę "Przysmaków Ślizgonów" czyli czarnych, czekoladowych babeczek polanych zielonym lukrem i z namalowanym (jadalną farbą) srebrnym wężem. Kiedy się odwróciłam wpadła na mnie jakaś ładna, ciemnowłosa dziewczyna.
-Wybacz, to moje wina. - powiedziała od razu.
-Nic się nie stało. Każdemu może się zdarzyć. - odpowiedziałam. Podała mi rękę, a ja uścisnęłam ją.
-Jestem Arawis Tavington. - przedstawiła się.
- Melody. Mogę się dosiąść? Nie potrafię się odnaleźć w tym tłoku. - spytałam z nadzieją, nowo poznanej.
- Oczywiście, z przyjemnością. - rzekła z uśmiechem.
I poszłyśmy do jej przedziału. Był tam wąż, konkretniej samica. Zawsze chciałam mieć węża, ale mama mówiła że to nie przystoi damie i kupiła psa. A pies to niby przystoi? No, ale nie narzekam - Rosie jest urocza!
Po godzinie wspólnej rozmowy podbiegła do nas jakaś rudowłosa dziewczyna.
- Ubierzcie się w Szkolne Szaty! Za chwilę wysiadamy! - i pobiegła dalej.
Zaczęłyśmy się przebierać. Trzeba powiedzieć że te szaty wcale nie były takie złe. Ja i Arwa dodałyśmy jednak kilka dodatków i się umalowałyśmy. Założyłam moje koturny i naszyjnik z onyksem i herbem rodowym. Umalowałam się lekko. Nie chciałam żeby chłopaki zbytnio się za nami oglądali. Niestety gapili się bez opamiętania na mnie i Ar. Kiedy wsiadłyśmy do łodzi naprzeciwko dwóch szatynów po prostu nie wytrzymywałam.
***30min. później***
- Melody Cravin! - zawołała McGonagall. Poszłam i usiadłam na stołek. Tiara od razu wrzasnęła "Slytherin", a później to samo stało się z Arwą.
- Wiesz co? – zagadnęła, gdy już zeszła ze stołka i usiadła przy stole – Tato przysłał mi paczkę, ale boję się czy to nie jest jakiś głupi żart mojego kuzyna. Jak myślisz? Otworzyć?
- Chyba tak – doradziłam jej – ale zrób to ostrożnie.
Powoli rozwiązała wstążkę i zdjęła papier. Okazało się, że to był mały kotek!
- Strasznie się leni – zauważyła – jak będziesz ze mną w pokoju nie obrazisz się że kudły będą wszędzie? –zaśmiała się – nazwę ją… Aha, to chłopak…Więc nazwę go… Puszek. Leniwy Puszek. Co Ty na to?
- Mi pasuje – też się zaśmiałam. Czułam że będziemy przyjaciółkami.
Zaczęła się uczta. Jadłam prawie tylko mięso i naleśniki. No i lody z czekoladą. Potem poszłyśmy do dormitorium. Okazało się że mamy je razem!
- Hej gdzie jest Puszek-okruszek? - zaśmiałam się.
- Tutaj! A zauważyłam że spodobał ci się ten blondyn, Ash.
- Przestań. - zaprzeczyłam (choć ładny to on jest). - Chce ci się spać?
- Nie, a tobie?
- Mnie też nie!
Arawis?

Od Jenahi cd. Williama - W pociągu do Hogwartu

Wstałam gwałtownie. Trochę zbyt gwałtownie bo uderzyłam o coś głową. Kiedy spojrzałam na to "coś", masując ręką obolałe miejsce, zobaczyłam biały łeb z niebieskimi oczkami. Teraz moje oczy były wielkie jak arbuzy i świecące jak sukienki mamy. W moim pokoju, na łóżku był mały tygrys! Złapałam malucha na ręce i zbiegłam z nim na dół, do sypialni rodziców.
- Mamo! Tato! To dla mnie?! - darłam się już na schodach.
- Kochanie nie powinnaś tak krzyczeć. To nie przystoi damie... - mama jak zwykle swoje.
- Susan, nie teraz. Tak kochanie. Tygrys jest twój. I jeszcze... - wyszedł do pokoju i wrócił z piękną, niewielką sową. Mało nie wypuściłam tygrysa.
- To...też? - wydusiłam.
- Mhm. Sowa to samiczka a tygrys to samiec. - wyjaśnił tata i zabrał mamę do pokoju. Usiadłam na podłodze w salonie.
- O rany! Dostałam tygrysa i sowę, a zaraz wyjeżdżam do Hogwartu! Are nahim!* - w tym momencie przerwała mi mama.
- Jenahia!! - wydarła się upominająco, bowiem przeklęłam troszkę.
- Kheda*, mamo. - przeprosiłam ją. Używałam czasem zwrotów w języku hindi. Podobał mi się ten język.
- No, nazwę cię...Zaraz, zaraz. Czytałam ostatnio taką książkę...Wiem! "Klątwa Tygrysa". Tam był biały tygrys, taki jak ty. Miał na imię Dihren. Ciebie też tak nazwę. - postawiłam Dihrena na dywanie i odwróciłam się do sowy. - A ciebie nazwę Kitana. Jak ta księżniczka z "Mortal - Kombat". - uśmiechnęłam się do zwierząt i poszłam szykować się do wyjazdu do Hogwartu.
*** 3 godziny potem ***
Mieliśmy trochę więcej jazdy niż inni uczniowie. Przecież musiałam lecieć z Indii. Rodzice nie polecieli ze mną. Pożegnałam ich na prywatnym lotnisku ojca. Taaak. Prywatne lotnisko. Brzmi ciekawie. Ale ciekawe nie jest. Tata nie ma co robić z pieniędzmi i wydaje je na bzdury. Mogłabym lecieć normalnym samolotem, jak normalny człowiek, ale on zawsze musi traktować mnie jak księżniczkę. Kompleks rodziców jedynaczki. Ech...
*** Kolejne 3 godziny potem ***
Byłam na peronie. Zastanawiałam się gdzie może być peron 9 i 3/4 ale szybko zorientowałam się, że chyba tylko czarodzieje przechodzą przez ścianę. Zrobiłam to samo co dziewczyna przede mną. Wbiegłam w ścianę. Teraz byłam na właściwym peronie. Ludzie których wysłała moja mamusia żeby mi pomogli, schowali moje walizki (chciałam to zrobić sama ale oni tylko pokręcili głowami przecząco), a ja wsiadłam do pociągu. Znalazłam pusty przedział i weszłam do niego. Myślałam, czy nie poszukać kogoś z kim mogłabym się już teraz zaprzyjaźnić ale postanowiłam jeszcze chwilę być sama. Zamknęłam oczy i śniłam o tym, jak zamieniam się w czarną panterę. Usłyszałam skrzek i zobaczyłam jak czarny kruk zabiera moją bransoletkę na kostkę, którą dostałam od babci na 6 urodziny. Wybiegłam za nim z przedziału. Zobaczyłam jak wlatuje do kolejnego i szeroko otworzyłam drzwi. Siedziała tam jasnowłosa dziewczyna oraz ciemnowłosy chłopak i próbowali odgonić złodzieja.
- Hej! Oddawaj moją własność, ty mały, czarny cora*! - już prawie go złapałam ale on wyleciał przez okno. No pięknie! Straciłam bransoletkę. Cudnie. Była jedyna błyskotką którą nosiłam! I była dla mnie cenna. Jednak dziewczyna nie poddała się tak łatwo. Podeszła do okna i zawołała "Amadeus, choć tu proszę natychmiast!". Niestety nie podziałało... Wtedy jednak chłopak wyjął coś z kieszeni i polecił dziewczynie żeby zwabiła tym ptaka. Ona wystawiła rękę trzymając malutki woreczek przez okno i po kilku sekundach kruk już tu był. Chłopak złapał go delikatnie i rzucił mi bransoletkę a dziewczyna zamknęła okno i oddała zawiniątko właścicielowi. Ja schowałam bransoletkę a on rozwinął woreczek. Okazało się że były w nim dżdżownicę i martwa jaszczurka.
- Jestem Jenahia, ale mówcie mi Jenna lub Jen, proszę. A tak właściwie to nosisz coś takiego w kieszeni? - zapytałam patrząc na zawartość owego zawiniątka, którą zjadał właśnie mały złodziej błyskotek.
- Mój ojciec ma kruka, bardzo nieposłusznego, który reaguje tylko na jedzenie. Miał mi przysłać wiadomość i dał mi to żebym jakoś ją trzymał. Inaczej Mrs. Black poleciałby pewnie z powrotem do domu. - wyjaśnił wzruszając ramionami. - Jestem William, ale wolę Will.
Sarah?

 Wyjaśnienia do słów:
Are nahim! - Ja pierniczę!
Kheda - Przepraszam
Cora - Złodziej

PS (do właścicielki Jenny) Może być takie? Dodałam trochę żeby rozwinąć rozmowę i aby pasowało c;

Od Williama cd. Sarah - W pociągu do Hogwartu

Rano było dużo biegania, pakowania na ostatnią chwilę i ogółem - chaosu. Bily'emu zaginęła różdżka, Brian'owi "Transmutacja dla zaawansowanych", a ja nie mogłem sobie przypomnieć gdzie położyłem moją nową miotłę! Na szczęście odnaleźliśmy to wszystko w mgnieniu oka - różdżka była pod poduszką na kanapie, książka pod łóżkiem Brian'a, a moja Błyskawica w szopie na miotły. Potem już nie pozostało nic innego, jak jeszcze raz sprawdzić czy wszystko mamy i pojechać na King's Cross. Wyjechaliśmy służbowym autem taty z Ministerstwa trochę wcześniej niż trzeba było. No i dobrze że tak się stało, bo musieliśmy się wracać dwukrotnie. Raz, bo zapomniałem wsadzić Heliosa do klatki i został w domu, a drugi, bo jak wróciliśmy się po sowę to Lily poszła do łazienki, a my o tym nie wiedzieliśmy i pojechaliśmy bez niej. W końcu dojechaliśmy na dworzec. Było już trochę późno, więc musieliśmy się bardzo śpieszyć. Przeszliśmy dwiema grupkami (a nie trzema, jak było zamierzone żeby mugole nie zauważyli) przez barierkę na peron 9 i 3/4. Ojciec wziął nasz rzeczy i poszedł do wagonu z bagażami a mama zaczęła się z nami żegnać. Lily na szczęście nie płakała że chcę jechać z nami, bo w domu rodzice wszystko jej wyjaśnili. Kiedy pociąg ruszył nie zdążyłem nawet im pomachać na pożegnanie, bo już ich nie było. Wtedy Bily zwrócił się do nas:
- Słuchajcie, ja muszę iść. Wiecie, prefekci mają specja... - nie dokończył, bo Brian przerwał mu.
- Taaak, ja też lecę. Na pewno znajomi zostawili mi miejsce...
- Spoko, przecież nie jestem jedynym pierwszoroczniakiem, prawda? Poradzę sobie... - ale ich już nie było. Ruszyłem w głąb pociągu w poszukiwaniu wolnych miejsc. Wszędzie było pełno osób! Kiedy przechodziłem przez trzeci lub czwarty wagon nagle rozległ się huk i pojawiły kłęby dymu. Zaraz potem z drzwi na końcu korytarza wyjrzał czarnowłosy czarodziej. Wyszedł szybko i zaczął iść przed siebie.
- Wszyscy do przedziałów! - wrzasnął a ja spostrzegłem że na korytarz wyszła masa uczniów. Prędko otworzyłem rozsuwane drzwi do najbliższego przedziału i wszedłem szybko do niego. Zasunąłem natychmiast drzwi i rozejrzałem się. W środku była tylko jedna osoba - dziewczyna, próbująca wygonić jakieś ptaszysko.
- Cześć... - przywitałem się nieśmiało. W końcu - wpadłem do przedziału dość gwałtownie i w ogóle bez zaproszenia. - To twój kruk?
- Nie i nie mam pojęcia co on tu robi... - westchnęła. Poznałem że wcale nie jest na mnie zła.
- Wiesz, on cię chyba lubi... masz może zwierzaka?
- Oprócz sowy.... nie.
- To może on nim zostanie? Coś mi się nie widzi żeby chciał stąd wylecieć, a przecież to w sumię dobry ptak... Co myślisz?
- No... może...
- Tak właściwie to jestem William, ale mówią mi Will lub Orzeł...
- Ja jestem Sarah. - wskazała na miejsce obok siebie. -Usiądziesz?
- Chętnie. - odparłem i usiadłem obok niej. Głaskała teraz ptaka po łebku.
- Skąd to ee... przezwisko?
- Orzeł? Mam bliznę w kształcie przypominającym orła... no i bracia mówią że nieźle latam... - w tym momencie okno zamknęło się gwałtownie.
- Kto je zamknął? - spytała Sarah.
- Pewnie maszynista... może to ma coś wspólnego z tym wybuchem...
- Jakim wybuchem? - zaciekawiła się. Poznałem że też lubi takie tajemnicze klimaty. Opowiedziałem jej wszystko co widziałem na korytarzu. Była tym równie zaintrygowana co ja. Nagle do naszego przedziału weszła dziewczyna...
Jenahia?

niedziela, 8 czerwca 2014

Od Katie - W pociągu do Hogwartu

Wstałam jak najwcześniej, by szybko wyruszyć.
Szczerze nie miałam ochoty żegnać się z rodziną.
Można mnie nazwać "samotnym wilkiem", chyba nawet lepiej czuje się z postaci wilka niżeli człowieka. Moja rodzina ma mnie za psa bez manier. Gdy tylko przychodzi ktoś w gości zamykają mnie w pokoju, a ja z nerwów zmieniam się w wilka i nerwowo drapie w drzwi. Ale wracając do tego poranka. Cicho zabrałam bagaże z pokoju i bezszelestnie wyślizgnęłam się z domu. Samodzielnie zrobiłam zakupy na Pokątnej. Oczywiście co to za podróż bez Morgana? Wzięłam go ze stajni i to na nim dotarłam na Pokątną. Widziałam setki czarodziejów i czarownic. Znalazłam odpowiednią sowę dla siebie - Verenę. Coś dziwnego rzuciło mi się w oczy przed pójściem na stację. Jakaś banda czarodziejów (zgadując czystej krwi) zaczepił jakąś dziewczynkę. Raczej nie była ona czystej krwi, mi to nie przeszkadzało, ale im tak. Dziewczyna miała koło 8 - 9 lat, a oni 11. Było ich trzech - zapewne kiedyś trafiliby do Slytherinu.
- Trzech na jedną małą dziewczynkę. Czy to nie jest czasem nie fair? - zapytałam sarkastycznie.
- Trzech na dwie małe dziewczynki. - zaśmiał się jeden. Błyskawiczni złapałam go za rękę, którą
wyciągną w kierunku dziewczynki, przerzuciłam go kawałek dalej i stanęłam pomiędzy resztą i małą.
- Nie radzę. - warknęłam cicho i specjalnie zmieniłam oczy na wilcze w kolorze żółtym.
Natychmiast cała trójka odbiegła daleko. Dziewczynka z uśmiechem patrzyła jak uciekają, ja stałam za nią.
Odwróciła się i chciała coś powiedzieć, ale ja odbiegłam na peron. Przyszłam na tyle
wcześnie, że pociąg był pusty Szybko weszłam i zajęłam wolny przedział jak najdalszy od tłumu.
Zamknęłam go w nadziei, że nikt nie wejdzie. Postanowiłam podróż spędzić w wilczej skórze.
Zasnęłam dużo przed odjazdem pociągu. Nagle usłyszałam jakieś kroki i drzwi do przedziału otworzyły się...

(Dokończy ktoś?)



Od Castiela - W pociągu do Hogwartu


Bagaże już w pociągu na odpowiednim miejscu. Siedziałem sam w przedziale i wpatrywałem się w krajobrazy za oknem. Byłem tak pochłonięty muzyką, która leciała mi w słuchawkach, że zapomniałem o bożym świecie. W oddali dostrzegłem szybko pędzącego czarnego zwierza. Przypatrzyłem się głębiej. Bon Jovi pędził równolegle z pociągiem po polach. Po dłużej chwili zniknął gdzieś w lasach. Oparłem głowę o oparcie i zamknąłem oczy. Nie zorientowałem się kiedy udało mi się zasnąć. Śniło mi się wiele rzeczy. Jedną, która najbardziej zapamiętałem to moment, w którym wchodziłem do Hogwartu, chodziłem po korytarzach i rozglądałem się z podziwem. Tam wszystko działo się tak szybko. Obudziłem się godzinę później. Przetarłem oczy i zdjąłem słuchawki. Trochę się zasiedziałem i postanowiłem się przejść po pociągu. Wysiadłem z wagonu i rozejrzałem się. Puki co nikogo nie było, mimo hałasu w pociągu. Otworzyłem okno i wychyliłem się. Świeży powiew wiatru przeczesywał mi włosy. Promienie słoneczne podkreślały piękne, zielone korony drzew. Usłyszałem dwa głosy, odwróciłem głowę i zobaczyłem dwie dziewczyny śmiejące się ewidentnie z jakiegoś nauczyciela lub z rzeczy jakie nas tam czekają. Obie spojrzały na mnie. Uśmiechnąłem się. Obie odwzajemniły i jedna z nich pomachała do mnie. Dobrze jest kogoś poznać i nie być w takiej chwili sam. Nie chciałem jednak podchodzić i przeszkadzać im w tematach. Powróciłem do swoich czynności podziwiania krajobrazów. Po krótkiej chwili poczułem czyjąś obecność obok sobie. Odwróciłem wzrok i popatrzyłem na nie. To były te dwie dziewczyny.

( Nelly ? Isabella ? )



Od Arawis - W pociągu do Hogwartu

Wstałam rano zapominając że istnieje Hogwart. Zjadłam biało bąbelkową czekoladę taty na śniadanie, mimo iż mi tego zakazał. Bez urazy, ale zawsze twierdził, że mam anemię! Pobawiłam się piciem w skutek czego cała kuchnia była, jakby to delikatnie powiedzieć, mokra. Dopiero gdy mama mi powiedziała, że jadę zaczęłam szukać rzeczy. Zapomniałam, że mam je spakowane od miesiąca. Teraz znaleźć tylko klatkę dla Fercy i Melinay – Pomyślałam. Już chciałam wychodzić, gdy zauważyłam, że nadal jestem w piżamie. Wleciałam do garderoby i ubrałam czarno koszulkę na szelkach, ciemną spódniczkę-mini, opaskę z kokardą (oczywiście smolistą) oraz balerinki. Tak się zalatałam, że wybiegłam na podwórko z bagażami i zapomniałam pożegnać się z rodziną. Zaraz znalazłam się na peronie numer 9 i ¾ , majestatycznie ruszyłam ze swym obładowanym wózkiem na barierkę. Przybyłam godzinę wcześniej, dlatego, bo myślałam, że nie będzie tak dużo ludzi. Myliłam się. Wsiadłam do pociągu i przemierzałam przedziały, razem z Fercunią, kulącą się w boku klatki, biedna, co chwilę posykiwała. Było strasznie tłoczno i gwarno. To nie były warunki dla niej! Jakiś chłopak mnie zaczepił i zapytał czy możemy razem usiąść. Dostał z liścia i został dotkliwie podziobany przez Melianę. Żałosny zalotnik!

Doszłam do ostatniego przedziału, który był zupełnie pusty. Odłożyłam bagaże i prędziutko wyjęłam Ferce z klatki. Była wymizerowana i strasznie wątła. Ulokowałam się na ostatnim miejscu. Nakarmiałam ją, dostała także trochę wody, i delikatnie ją głaskałam dzięki czemu się nie uspokoiła i w konsekwencji usnęła. Nie było to dla mnie jakimś luksusem, bo oplotła mi nogi, a czasami przez sen dość mocno ściskała. Pociąg ruszył. Przerażona Ferenca momentalnie się obudziła i zaczęła badać otoczenie. Sama teraz postanowiłam coś zjeść. Ruszyłam w stronę pani z bufecikiem. Zakupiłam Fasolki Wszystkich Smaków i napoje nie gazowane, bo miałbym wzdęcia. Zawsze korzystałam z okazji posiadanie Fasolek, rodzice zwykle uważali, że nie są ona dla młodych dam i zakazali mi ich jeść. W drodze powrotnej tak się zamarzyłam o Slytherinie, jak fajnie byłoby się tam znaleźć, że wpadłam na pewną dziewczynę. Na szczęście szybko ocknęłam się z zadumy.

-Wybacz, to moje wina - automatycznie powiedziałam.
-Nic się nie stało. Każdemu może się zdarzyć. - podałam jej rękę, a ona ją uścisnęła.
-Jestem Arawis Mirray.
- Melody. Mogę się dosiąść? Nie potrafię się odnaleźć w tym tłoku.
- Oczywiście, z przyjemnością.
I poszłyśmy do mojego z trudem wywalczonego miejsca. Ale nie żałowałam. Melody była bardzo miła i jak się okazało, miałyśmy wiele wspólnego.
Po godzinie wspólnej rozmowy podbiegła do nas jakaś rudowłosa bachorzyca.
- Ubierzcie się w Szkolne Szaty! Za chwilę wysiadamy! - i pobiegła dalej.

Muszę przyznać iż w tym wdzianku nie wyglądałam najgorzej, przynajmniej podkreślało moją sylwetkę. Czegoś mi tu brakowało… Wiem! Pomalowałam oczy na zielono, machnęłam purpurową (nie chodzi mi o odcienie różu, nienawidzę go!) szminką usta, założyłam rodowy szmaragdowy pierścień i kolczyki. Otóż ten szlachetny kamień zdobił mój herb od wieków i idealnie pasował do dumnej postaci węża. Ubrałam wyjściowe szpilki ( tak, pomimo wieku chodzę w szpilkach, ale nie na gigantycznym obcasie) i owinęłam szyję zieloną apaszką. Te wszystkie wyczerpujące czynności udało mi się zrobić w czasie kiedy Melody ubierała swój strój. Wydawało mi się iż nie nadal jestem wybrakowana, ale gdy wyszłam wszyscy chłopcy się za mną oglądali. Szybko wysiadłam i ujrzałam olbrzyma! Na początku czułam do niego straszny respekt, ale powoli to uczucie zanikało. Nazywał się Hagrid i był nawet miły. Wyciągnęłam płaszcz z zapinką z Mrocznym Znakiem, gdyż lało. Ponoć w tym okresie zawsze pada deszcz, mama się nie myliła wpychając mi go na siłę. Olbrzym zaprowadził nas do łodzi. Z gracją opadłam na siedzenie. Jakiś durny chłopak mnie ochlapał. Było strasznie zimno. Gdy wysiadłam z łodzi i weszłam drzwi Hogwartu oniemiałam. Mury niegdyś schowane w cieniu nocy teraz okazały swą potęgę, echo w wysokich korytarzach wesoło rozbrzmiewało, lecz nie brakowało tu także delikatności. Na samym początku przywitał nas Profesor Snape. Skłonił lekko głowę i uśmiechnął się do mnie, niestety innych nie zaszczycił tym spojrzeniem.

-Mam nadzieję iż szanowna pani znajdzie się w Slytherinie – rzekł.
-Nie wybaczyłabym sobie gdybym trefiła do Gryffindoru – grzecznie odpowiedziałam i ruszyłam razem z tłumem uczniów w głąb Wielkiej Sali.
Gdy weszłam zakręciło mi się w głowie z wrażenia i o mało co nie upadłam. W samą porę pochwycił mnie pewien szósto roczny Gryfon.
- Uważaj na siebie – usłyszałam od niego.
Nad naszymi głowami fruwały najprawdziwsze świece! Tata mi mówił, że sufit jest zaczarowany tak, aby przypominał niebo. Miał rację, to było piękne. Nagle nadleciała do mnie paczka niesiona przez Figaro, kruka mojego taty. W liście mnie pozdrowił i zachęcał do otworzenia paczki, wiedział, że będę się wahać. Postanowiłam rozpakować ją po ceremonii Przydziału.
Profesor Minewra McGonagall nakazała usiąść wyczytanemu uczniowi na stołku i założyć starą, podniszczoną i nie najpiękniejszą Tiarę.
- Melody Cravin! – nieprzyjaźnie wywołała moją przyjaciółkę, byłam przez to na nią zła. Głupi babsztyl!
- Slytharin! – wydarła się Czapka.
Przede mną było jeszcze dwóch chłopców. Teraz moja kolej – pomyślałam.
- Arawis Mirray!
Wykonałam wszystkie podane czynności z wielką gracją, ale nie byłam z tego tak strasznie zadowolona. A co jeżeli trafię do Huffelpuffu? Może nie byłam taką niezdarą, ale jednak stres był. Rodzice by mnie chyba powiesili! Wydziedziczyli! Kapelusz zaczął doprowadzać mnie do szału tym swoim mruczeniem typu:
„ Zdolna, roztropna , ambitna, wyrafinowana i spokojna…Ale arogancka, zbuntowana oraz szalona.. Gdzie ją przydzielić?”
-Ja mam znać na to odpowiedź?! - syknęłam złowieszczo, po prostu nie wytrzymałam, a rodzice nie kazali mi tak mówić w towarzystwie, więc efekt był podwójny, ponieważ powiedziałam to w mowie węży. Na szczęście zrobiłam to w miarę cicho.
- Slytherin!
Zbiegłam z podestu i usadowiłam się obok Melody.
-Wiesz co? – zagadałam – Tato przysłał mi paczkę, ale boję się czy to nie jest jakiś głupi żart mojego kuzyna. Jak myślisz? Otworzyć?
-Chyba tak – doradziła mi – ale zrób to ostrożnie.
Powoli rozwiązałam wstążkę i zdjęłam papier. Okazało się, że to był mały kotek! Z jakiej to okazji?
- Strasznie się leni – zauważyłam – jak będziesz ze mną w pokoju nie obrazisz się że kudły będą wszędzie? –zaśmiałam się – nazwę ją… Aha, to chłopak…Więc nazwę go… Puszek. Leniwy Puszek. Co Ty na to?
-Mi pasuje – też się zaśmiała. Więc mam już przyjaciółkę na dobre i na złe – pomyślałam.
Po tym okresie byłam bardziej przekonana do innych Domów oraz Szlam.
Melly, mogłabyś? c:

Od Nelly cd. Isabelli - W pociągu do Hogwartu


- Tak. Można mieć tez inne takie zdolności. Ale ja chciałabym być właśnie animagiem. Kiedyś miałam nawet taki sen... taki bardzo realny. Zamieniłam się w nim w dużego ciemnego psa. Nie mogłam nad tym zapanować. Na początku przestraszyłam się, ale później już biegłam wszędzie... było świetnie. - opowiedziałam.
- Wow... też bym tak chciała. - skomentowała.
- Tak na prawdę to sama nie wiedziałam... czy to sen czy tak realnie... - zamyśliłam się. - Chyba musimy włożyć czarne szaty. - wróciłam do rzeczywistości
-Ah...no tak
*
Weszliśmy do wielkiego zamku. Jedna z nauczycielek uprzedziła nas, że przed ucztą najpierw zostaniemy przydzieleni do któregoś z czterech domów. Weszliśmy do ogromnej sali. Były tam cztery długie stoły. Sufit wyglądał tak jakby go nie było. Na końcu sali siedzieli nauczyciele. Dyrektor ciepło nas powitał. Miał długą siwą brodę i dość długie włosy tego samego koloru. Teraz miała nastąpić Ceremonia Przydziału. Nauczycielka najpierw wypowiedziała dziewczynę o imieniu Sarah Cassidy. Przydzielono ją do Hufflepufu. A zrobiła to Tiara Przydziału czyli gadający kapelusz...Później był chłopak o krótkich brązowych włosach. Nazywał się Castiel Sahiner i przydzielono go do Ravenclawu. Następnie byłam ja... strasznie się denerwowałam. Usiadłam na krześle. Tiarę nałożono mi na głowę. Zastanawiała się. Ale w końcu wykrzyczała: Gryffindor! Pobiegłam szybko do swojego stolika. Po mnie była Isabella. Tiara w ogóle się nie zastanawiała i przydzieliła ją do Ravenclawu. Później było jeszcze kilka innych osób. Było mi trochę smutno bo tylko Is znałam, a ona trafiła do innego z domów. Do mojego trafiły jeszcze dwie inne dziewczyny. Po uczcie i świętowaniu poszliśmy do dormitoriów ze swoimi prefektami.



Od Katharine - Jak dostałam list

Była to niedziela, cała rodzina co robiła? Oczywiście! Czarowała...
Nie opowiem co oni wyczyniali, bo chyba ze wstydu zapadnę się po ziemię.
Ale wracając do listu. Ja jak zwykle pędziłam przed siebie. Twierdziłam, że
czary nie powinny być używane dla rozrywki, tylko dla nauki.
A, więc biegłam przez las, jak zwykle ze stadkiem prawdziwych wilków. Gdy moją
uwagę przykuła sowa siedząca na starym, obalonym drzewie. Wilki, jak to wilki
oczywiście ją spłoszyły. Lecz zdawało mi się, że widziałam kopertę.
- Dziwne... - powiedziałam do siebie. Wróciłam do domu i poszłam do swojego pokoju.
Wieczorem rozpętała się burza. Czytałam jakąś książkę, teraz nawet nie pamiętam jaką.
Nie wstając wyjrzałam przez okno. Nic za nim nie było. Błysnęło mi w oczy i gdy znów spojrzałam
zobaczyłam sowę, tą samą co w lesie. Wpuściłam ją do pokoju i wtedy zobaczyłam dokładnie list.
Zeszłam czym prędzej na dół, gdzie zobaczyłam moją rodzinę, w komplecie. Tak jakby wiedzieli.
Okazało się, że wiedzą już przeszło rok! A mi ani słowa. Moje siostry i brat uczą się magii w domu,
ja w Hogwarcie zobaczymy co z tego będzie.

Przepraszam że tak późno je dodaję :( Mam nadzieję że nie jesteś o to na mnie zła :'(

sobota, 7 czerwca 2014

Od Isabelli cd. Nelly - W pociągu do Hogwartu

- Pewnie nie znasz się na magicznych słodyczach? - zapytała Nelly, trafnie odczytując wyraz mojej twarzy, gdy tylko spojrzałam na wózek.
- No...
- Choć, wyjaśnię ci wszystko! - odparła z entuzjazmem. Bardzo ją polubiłam. Kupiłyśmy razem wszystkiego po trochu i nawet nie wydałyśmy całych naszych pieniędzy, choć mnie zostało niewiele. - Zawsze mogę poprosić tatę żeby wypłacił trochę z tego banku z goblinami. Mama miała tam przecież swoją skrytkę... - pomyślałam. Nelly zaczęła wyjaśniać mi co to Czekoladowe żaby, Balonówki Drooblego czy Fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta (ja trafiłam na mydlaną, makaronową, trocinową, różaną, ryżową, pieczarkową, szpinakową, truflową i malinowo-miętową). Potem jadłyśmy też Beczułki, Ciasteczka miętowe, Likworowe pałeczki, Kociołkowe pieguski, Dyniowe paszteciki, Liliowe ciastka, czekoladę w przeróżnych smakach i oblane nią truskawki.
- Wiesz jakie będą tam przedmioty? - zapytałam po dłuższej chwili jedzenia.
- No eliksiry, obrona przed czarną magią, zielarstwo, transmutacja... - zaczęła, ale przerwałam jej mówiąc:
- Transmutacja pomaga w zostaniu animagiem?
- Tak, bo ty się przemieniasz... a właściwie skąd wiesz?
- Tata mi mówił że mama potrafiła się zmieniać w zwierzaka... i że to animagia.
Nelly?

Od Nelly cd. Isabelli - W pociągu do Hogwartu

-Ja chodź jestem czystej krwi to też wychowywałam się wśród mugoli. Trochę nie rozumiem niektórych. Czarodziej to czarodziej. Nie ważne czy czystej krwi, pół krwi czy nawet mugolak. -odpowiedziałam uśmiechając się.
Ona też lekko się uśmiechnęła, tak jakby jej ulżyło. Popatrzyłam przez okno. Zaczęła coś mówić. Dopiero po chwili to zobaczyłam, bo jej nie słyszałam. Szybko zdjęłam słuchawki z uszu.
-Ojejku, przepraszam. Leciał mój ulubiony kawałek i...- zaczęłam się tłumaczyć
-Nie szkodzi.-odpowiedziała-Pytałam czy wiesz, w którym będziesz domu.
-Nie mam pojęcia. Chociaż moja mama i tata byli w Gryffindorze.
-Yhm. A skąd... będą wiedzieli, do którego domu nas przydzielić?- zapytała
-Rodzice opowiadali mi, że mają taki gadający kapelusz, który wyznacza domy.- zaśmiałyśmy się.
-Ooo fajne converse'y!- zauważyłam, że ona też ma te trampki tylko czarne, a ja granatowe.
-Dzięki. Twoje też.
W tym momencie drzwi przedziału otworzyły się. Jakaś pani zapytała czy coś kupujemy.
Isabella?

Od Sarah - W pociągu do Hogwartu

Stałyśmy z mamą i Samem na peronie.Wokół roiło się od mugoli.Na wózku miałam załadowany kufer i klatkę z Jackie.Jackie była sową,którą znałam od dzieciństwa.Oswoiłam ją gdy miałam osiem lat.Od tej pory codziennie po łowach (polowała głównie na myszy i dżdżownice) przylatywała na parapet mojego pokoju i pukała w szybę.A teraz jechałyśmy razem do Hogwartu.
- Denerwujesz się? - spytała mama
- Trochę - przyznałam - będzie mi smutno bez was.
Sam pociągnął nosem.
- Czemu nie możemy jechać z tobą? - lamentował.
- Bo tam jadą tylko dzieci w wieku jedenastu lat - wyjaśniłam po raz setny - jesteś za mały.
Sam zrobił obrażoną minę (po raz tysięczny) i odwrócił się.
- To nie fair - burknął.
- Jasne,że nie fair - potwierdziłam - ale za parę lat pojedziemy tam razem.Wskakuj na wózek.
Sam ochoczo podbiegł i usiadł okrakiem na kufrze.
- Ostrożnie Sari - powiedziała mama - uważaj na brata.
Zasalutowałam.
- Tak jest,Kapitanie!
Potem skierowałam się w stronę peronu 9 i 3/4.To znaczy muru między peronem 9 a 10.Rozpędziłam się i zamknęłam oczy.Chwilę potem znalazłam się na właściwym peronie.Obok na szynach stał pociąg.Nagle poczułam na ramieniu dłoń mamy.Obróciła mnie i spojrzała poważnie w oczy.Nigdy nie widziałam u niej tak poważnej miny.
- Słuchaj mnie teraz uważnie,bo nie zamierzam tego powtarzać - zaczęła uroczyście - nie zależnie do jakiego domu trafisz,musisz zachowywać się wzorcowo i kulturalnie jak przystało na czarodziejkę.Reprezentuj Hogwart godnie.Przestrzegaj zasad.Słuchaj się nauczycieli i ucz się pilnie.Ale przede wszystkim - nie zadawaj się z obcymi i złym towarzystwem.
Muszę przyznać,że trochę się wtedy wystraszyłam.Oczy jej pociemniały,tak jakby mi groziła.Ale wiem,że ona się tylko o mnie martwi.Widziałam u niej taki wzrok tylko raz w życiu.Gdy byłam mała,wymknęłam się do stadniny,bo bardzo chciałam nauczyć się jeździć.Spadłam wtedy z konia,łamiąc nogę i dość głośno krzycząc.Mama przybiegła wtedy natychmiast i przez chwilę wyglądała tak jak w tej chwili - była tylko mniej przerażona.
- Gdybyś miała jakieś problemy - pouczała - idź do dyrektora.On na pewno coś wymyśli.Rozległ się donośny głos konduktora:
- Pociąg odjeżdża za dziesięć minut!
Mój mały braciszek zaczął cichutko płakać.
- Hej,Sammy - pocieszałam go - przecież nie rozstajemy się na zawsze!Niedługo przyjadę i wszystko ci opowiem,obiecuję!Nie płacz.
Przytulił się do mnie.
- Trzymaj się,Sammy - wyszeptałam mu do ucha - opiekuj się mamą,końmi i Billem.On też należy do rodziny.Obiecujesz?
Pokiwał głową.Obróciłam się do mamy i uścisnęłam ją jak najmocniej.
- Kocham Cię - powiedziałam,powstrzymując płacz.
- Ja Ciecie też,kochanie - zapewniła - pamiętaj o tym,co Ci powiedziałam.
- Zapamiętam.
Pomogli włożyć mi walizki do pustego przedziału.Potem ostatni raz zmierzwiłam Sam'iemu włosy,mrugnęłam do mamy i usiadłam.Pociąg ruszył.Machali mi jeszcze chwilę,za nim zniknęli za zakrętem.Ledwie zdążyłam się rozgościć,przez otwarte okno wleciał czarny kruk,z wielkim,zakrzywionym dziobem.Zatoczył dumnie pełne koło pod sufitem,po czym usiadł na jednym z podłokietników.
- Ej! - krzyknęłam - Sio stąd!
Nawet się nie przestraszył.Przekrzywił tylko głowę i patrzył się na mnie tymi błyszczącymi jak paciorki oczami.
- Nie powinno Cię tu być - zaczęłam znowu,tym razem łagodniej - Odleć stąd!Sio!
Zaskrzeczał.
- Co ja robię?!Gadam z ptakiem? - złapałam się za głowę - coś tu nie gra.
Od dziecka miała słabość do zwierząt.Nie potrafiłabym go tak po prostu uderzyć.
- No,zjeżdżaj stąd! - zawołałam - za chwilę wezmą mnie za wariatkę.
Nagle ktoś gwałtownie otworzył drzwi od mojego przedziału,tak,że aż szyby się zatrzęsły.Podskoczyłam.Kruk zerwał się i wyleciał przez okno.
Dokończy ktoś?

Od Ash'a - W pociągu do Hogwartu

Gdy wsiedliśmy do pociągu i zajęliśmy swoje miejsca zaczęliśmy rozmawiać. I tak bardzo szybko minęła podróż. Blondynka opowiadała mi o Hogwarcie i już normalnie wszystko wiedziałem.
Potem już było po podróży i byliśmy w OGROMNEJ sali. Była taka ,,czapka" przedziału.
- Slytherin! - zawołała gdy tylko miałem ją na głowie. Zaraz potem podszedłem do stołu dla Slytherinu. Zaraz potem była Fallon.
- Gryfindor! - zawołała ,,czapka"
Byłem trochę zawiedziony, że ona nie była też w Slytherinie albo ja w Gryfindorze... Ale cóż, stało się. Kilka godzin później byliśmy już w wyznaczonych pokojach. Szczerze mówiąc, Snape jakoś mi nie przypadł go gustu.

Od Isabelli cd. Nelly - W pociągu do Hogwartu

Wstałam o 4:00, ale mimo wczesnej godziny wiedziałam że już nie usnę. Podniosłam się z łóżka podniecona że to już ten dzień, dzień mojego przyjazdu do Hogwartu. Dość długo ślęczałam nad szafą, patrząc w co mam się ubrać. Nie pamiętałam że właściwie prawie wszystko spakowałam do ogromnego kufra. Zostało w niej tylko kilka wyjątkowo znoszonych dresów i parę ciuchów, których nie znosiłam. Na szczęście przypomniałam sobie w porę że przygotowałam wczoraj komplet, w którym pojadę i zostawiłam go na krześle przy biurku. Ubrałam szybko ciemne rurki, szarą koszulkę z napisem "WILD AND BEAUTY" i wielkim, ryczącym tygrysem oraz czarne converse. Potem pomyślałam że warto by było jeszcze raz sprawdzić czy wszystko mam. Zaczęłam więc wyjmować wszystko i jeszcze raz wkładać. Gdyby nie to że tata dał mi nareszcie własny pokój na pewno obudziłabym siostrę.
Minęło sporo czasu, ale wreszcie tata zamówił taksówkę i pojechaliśmy na dworzec. Tam pojawił się problem - nie było peronu 9 i 3/4! Na szczęście w porę pojawili się jacyś czarodzieje i pokazali nam jak tam wejść. Trzeba było przejść przez ścianę! Kiedy już byliśmy na peronie pożegnałam się z ojcem i poprosiłam go żeby zaniósł moje rzeczy do wagonu z bagażem (w tym moją nowo zakupioną sowę). Ja sama, trzymając na rękach moją kotkę Fusię i z różdżką oraz paroma galeonami (mój tata wymienił angielskie pieniądze na te czarodziejskie) w kieszeni weszłam do pociągu. Długo szukałam wolnego przedziału, ale w końcu go znalazłam. Po kilku minutach weszła do niego dziewczyna z włosami trochę jaśniejszymi od moich. Uśmiechnęłam się do niej a ona spytała:
- Wolne? - i wskazała na miejsce obok mnie.
-Taak, siadaj. - odpowiedziałam, trochę nieśmiało. Dziewczyna weszła do przedziału i zamknęła rozsuwane drzwi. Usiadła naprzeciwko mnie i uśmiechnęła się promiennie.
- Jestem Nelly! - przedstawiła się.
- Ja Isabella...
- Nie wyglądasz zbyt pewnie... coś ci jest? - zapytała z troską.
- Nie, po prostu się denerwuję... wychowywałam się wśród ee... wśród mugoli. Mój tata nim jest - tłumaczyłam niezbyt pewnie. Ojciec opowiadał mi że niektórzy czarodzieje nie lubią mugoli. - ale moja mama była czarownicą. - dodałam szybko.
Nelly?

Od Nelly - W pociągu do Hogwartu

W końcu nadszedł ten dzień! Dzisiaj jadę do Hogwartu, już nie mogłam się doczekać. Już wczoraj się spakowałam. Rodzice mówili, że na pewno mi się spodoba. Było mi trochę smutno, bo nie zabierałam mojego psa do Hogwartu. Ale tak było dla niej lepiej, bo inaczej umarła by z tęsknoty za resztą rodziny. Za to będzie tam moja klacz. Teraz jechaliśmy na dworzec. Gdy dojechaliśmy na King's Cross zapytałam rodziców, czy się nie pomylili. Nie było tam żadnego peronu 9 i 3/4. Oby dwoje zaśmiali się i powiedzieli, że za chwilkę wszystkiego się dowiem. Okazało się, że z moim wózkiem mam wbiegnąć w ścianę pomiędzy peronem 9, a 10. Myślałam, że sobie żartują, ale nie. Przygotowałam się i zaczęłam biec i nie wiem dlaczego zamknęłam oczy. Po chwili byłam już na tym właściwym peronie. Wsiadłam do pociągu. Rozsunęłam drzwi jednego z przedziałów. Siedziała tam dziewczyna o jasnej cerze i ciemnobrązowych włosach. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
-Wolne?- zapytałam wskazując na miejsce obok niej
-Taak, siadaj.- odpowiedziała
Weszłam do przedziału i usiadłam na przeciwko szatynki.
Isabella?

Uwaga!

Wszystkich bardzo proszę o napisanie opowiadania pt. "W pociągu do Hogwartu"! Można w nim też napisać o Ceremonii Przydziału, ale zgodnie z prawdą, czyli nie można samemu przydzielić kogoś do innego domu!

Od Ash'a cd. Fallon

- Czyli będziesz chodzić do Hogwartu? - zapytałem.
- Tak - uśmiechnęła się dziewczyna.
- A tak w ogóle to sorry... Nie zauważyłem cię... - powiedziałem.
- No cóż… raczej dziewczyny tak nie poderwiesz - powiedziała.
- Ej... Nawet nie mam zamiaru!
- Czemu niby? - zapytała z uśmiechem.
- Eeeee... Radzę sobie sam - zaśmiałem się.
Dziewczyna chyba zauważyła mojego lisa i długo się na niego patrzyła.
- To twój lis? - zapytała.
- Tak.
- Jak ma na imię?
- Merci...
- Fajne imię - powiedziała po czym się uśmiechnęła.
- Dzięki. - odwzajemniłem uśmiech - Wiesz... Właśnie za dwie godziny będzie pociąg... Wiesz, nie żeby coś... Ale ja musze już iść...
- Mogę iść z tobą? - zapytała z entuzjazmem
- Ok. Ja mam już wszystko kupione więc... Spoko!
- Ok, to ja tylko powiem bratu i juz lecę.
***
Minęły już 2 godziny i oboje wsiedliśmy do pociągu do Hogwartu.

Od Sarah - Jak dostałam list

Obudziły mnie pierwsze promienie słońca.Wyślizgnęły się cienką szparką przez ciemną firankę,żeby dotknąć moich powiek. Poleżałam jeszcze dziesięć minut,po czym wstałam i rozsunęłam zasłonę. Cały mój pokój stał się jasny,cały w promieniach światła. Na horyzoncie jaśniało różowawe słońce,podświetlając niebo. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie.
- Dopiero piąta? - spytałam siebie niemrawo - Pewnie mama już wstała.
Moja mama musiała wstawać wcześnie - mieszkamy na wsi i mamy stadninę. Jest tu mało koni, zaledwie osiem ale trzeba o nie dbać przez cały dzień. Ja i Sam często pomagamy mamie przy pracy. Lubimy konie. Sąsiedzi przychodzą z dziećmi i zamawiają dla nich lekcje jazdy. Tak zarabiamy na życie. Mamy z mamą taką niepisaną umowę - ja uczę maluchy na kucykach,ona - młodzież na dorosłych koniach.Pomaga nam Bill - ma czternaście lat i umie świetnie jeździć.Schodząc po schodach zajrzałam do pokoju Sama.Wyglądał tak słodko kiedy spał!Pomierzwiłam jego brązowe,kręcone włosy i wyszłam z pokoju.Mama siedziała w kuchni przy stole.Wpatrywała się przestrzeń za oknem,jakby nieobecna.
- Cześć Mamo - przywitałam się,po raz pierwszy czując się nieswojo w towarzystwie własnej matki - wszystko w porządku?
- Tak,tak - odpowiedziała,wyrwana z myśli - dobrze spałaś?
- Tak - zapewniłam - na pewno wszystko w porządku?
- Yhm - mruknęła - dostałaś list.
- Jaki list? - zapytałam,jak zwykle przekrzywiając głowę lekko w bok,gdy byłam zaciekawiona - od kogo?
- Z Hogwartu - uśmiechnęła się - przyjęli cię.
Byłam zaskoczona.W pierwszej chwili nie wiedziałam co odpowiedzieć.Wiedziałam co to jest Hogwart i wiedziałam o magii.Ale uderzyło mnie to,że będę musiała rozstać się na cały rok szkolny z mamą i Samem.No i z końmi.
Mama podsunęła mi list pod nos.Widać była dumna.Ja wcale się tak nie czułam.Wzrokiem przebiegłam cały tekst i oczy rozszerzyły mi się na ilości książek i przedmiotów które trzeba będzie kupić.
- A książki...i te inne...skąd weźmiemy pieniądze? - jąkałam się.
- Nie martw się - uspokoiła mnie mama przygotowując śniadanie - wszystko w prawie nienaruszonym stanie - uśmiechnęła się - nie denerwuj się.Wiem,że będziesz tęsknić za domem,ale na pewno pokochasz Hogwart tak jak ja.
Mimo tej całej przemowy nie byłam przekonana.
- I pewnie będą jakieś zagadki do rozwiązania - nie musiała się odwracać,by wiedzieć,że mnie przekonała.Zapowiada się ciekawie.

Pierwsza Puchonka!

Witamy serdecznie pierwszą Puchonkę - Sarah!

http://img1.wikia.nocookie.net/__cb20120101033735/the-house-of-anubis/images/3/34/My_cousin_Nathalia_Ramos.jpg

piątek, 6 czerwca 2014

Od Williama - Jak dostałem list

Siedziałem na parapecie, w swoim pokoju. Na kolanach miałem swój szkicownik a w ręce trzymałem suchą pastele. Do pokoju wszedł nagle Brain.
- Co tam robisz? - zapytał.
- Maluję, nie widać? - odpowiedziałem trochę sfrustrowany.
- Chciałbyś dostać moją miotłę? - zapytał już bardziej rzeczowym tonem i można było poznać że właśnie o to mu chodziło.
- CO? - zdziwiło mnie to bardzo. Odłożyłem szkicownik i pastele i uważnie przyjrzałem się starszemu bratu. Chyba jednak nie żartował. - Chcesz mi oddać swoją Błyskawicę?
- Tak. Odchodzę z drużyny...
- Czemu? - przerwałem mu. Był moim idolem jeśli chodzi o quidditch i tu nagle chce przestać grać?
- Teraz ważniejsza jest nauka... jak będziesz starszy, zrozumiesz. Jeśli chcę znaleźć dobrą pracę w Ministerstwie, to muszę zacząć bardziej się przykładać do nauki. Nie będę miał czasu na quidditch. To chcesz ją czy nie, bo mogę od... - nie dokończył jednak, bo przerwałem mu mówiąc:
- No pewnie że biorę!
- Świetnie przyda ci się w... a zresztą nie ważne... - zmieszał się jakby powiedział coś, czego nie powinien.
- GDZIE mi się przyda?
- Ee nie ważne... dobra to ja lecę... - i wyszedł szybko z pokoju. Natychmiast ruszyłem za nim. Kiedy już zbiegłem po schodach do holu na dole wszedłem do kuchni. Zastałem tam mamę.
- Brain oddał mi swoją Błyskawicę i powiedział że przyda mi się gdzieś przyda. Wiesz może o co chodzi? - zapytałem się a  mama wyglądała na zmieszaną.
- Brain! - zawołała.
- O co chodzi ma... - nie dokończył, bo gdy mnie ujrzał zrozumiał o co chodzi. - To nie moja wina. Po prostu mi się wymsknęło...
- Wymsknęło tak? No wiesz, tajemnicy to ty dotrzymać nie umiesz! - skarciła go po czym zwróciła sie do mnie: - Rano przyszła poczta... i list do ciebie. Dostałeś się do Hogwartu kochanie!
- Na serio! - byłem wniebowzięty. - A czemu to miała być tajemnica?
- Bo chcieliśmy zrobić ci przyjęcie i zaprosić kilka osób... Hagrida no i innych znajomych. Wtedy miałeś się dowiedzieć...

Następnego dnia było już po zakupach i leżałem na łóżku myśląc że będę niebawem w Hogwarcie. Zastanawiałem się kogo tam poznam, czy będę w drużynie quidditcha i czy może będę miał dziewczynę?

czwartek, 5 czerwca 2014

Od Castiela - Jak dostałem list

Sobotni poranek. Spałem jak co weekend do 12. Byłem wycieńczony po piątkowym meczu. Wraz z moją podwórkową drużyną pokonaliśmy bandę starszych chłopaków 2-0. Byłem z siebie dumny, bo od długiego czasu się z nimi kłóciliśmy i zawsze wmawiali nam, że nie damy im rady. Widać właśnie. Obudziły mnie promienie słoneczne, które delikatnie muskały mnie po twarzy. Zaczęło robić cię jeszcze bardziej gorąco w moim pokoju. Niechętnie otworzyłem oczy i spojrzałem za okno. Pogoda była idealna. Leniwie wyszedłem z łóżka i poszedłem do łazienki. Zaraz po tym zszedłem na dół. W domu cicho i spokojnie. Muzyka z radia tylko dodawała klimatu w tym martwym miejscu. Rozejrzałem się po każdym pomieszczeniu i nie dostrzegłem nikogo. Pustka. Jestem sam. Dźwięki dochodzące z mojego brzucha przypomniały mi, po co zszedłem na dół. Skierowałem się do kuchni, która była idealnie wysprzątana. Zastanawiało mnie to i to bardzo. Nigdy nie budziłem się sam w domu, do tego nigdy nie było tu tak czysto od momentu wyjazdu mojej babci z domu. No cóż, trudno. Czasem spokój i cisza jest o wiele lepsza niż monotonia życiowa. Wyłączyłem więc radio i podszedłem do lodówki. Na niej była niebieska karteczka. ''Mam nadzieję, że to będzie dobry dla Ciebie. Kochamy Cię! ''. Aha, co to miało niby znaczyć? Nie wiem. Zrobiłem sobie jakby nigdy nic kanapkę i wróciłem do siebie. Włączyłem TV i oglądałem poranne wiadomości. Nic się nie dzieje, nuda. Chwilę potem odłożyłem pusty talerz na biurko. Zadzwoniłem do przyjaciół i umówiliśmy się na dwór. Pojechaliśmy o umówionej godzinie na miasto i jak to zawsze poszliśmy na kebaba. Byłoby wszystko zwyczajnie gdyby nie pewien fakt, który z czasem zaczął mnie martwić. Przechodząc uliczkami na mieście wiele osób się na mnie patrzyło. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie zatrzymywali się i nie patrzyli na mnie z grobową twarzą i nicością w oczach. Minęła mnie jedna, dwie lub trzy osoby i to zrobiło się denerwujące. Jak wspominałem to koledze to on gapił się na mnie jak na jakiegoś idiotę. Oni ich nie widzieli. Może szynka, którą miałem w kanapce była już stara i mam teraz po niej halucynacje? Przekonałem ich, żeby wcześniej wrócić na osiedle. Tak zrobiliśmy. Wracając od przystanku szliśmy przez park. Zapomniałbym o całej sytuacji na mieście gdyby nie ten głupi park. Śmiejąc się i rozmawiając z rówieśnikami wszelakie ptactwo się nas czepiło. Szło za nami krok w krok. My stawaliśmy, one również. Rozdzieliliśmy się i wszyscy rozbiegliśmy się do domów. Ptaki poleciały za mną, ale w ostatniej chwili zamknąłem drzwi za sobą. Usiadłem spokojnie na kanapie i dyszałem zdenerwowany. W moim domu nadal nikogo nie było. Wstałem i kierowałem się do swojego pokoju, gdy nagle usłyszałem rower. Ten dźwięk był specyficzny. Taki odgłos maja tylko rowery, którymi jeżdżą listonosze. Zdziwiło mnie to bo było już za późno na wizytę listonosza. No ale trudno, zignorowałem to i wszedłem parę stopni wyżej. Drzwiczki na listy poruszyły się i wydały metaliczny dźwięk. Odwróciłem się i zbiegłem na dół, gdy zobaczyłem kawałek kartki na podłodze. Podniosłem go i wytrzeszczyłem oczy. W jednej chwili przypomniało mi się wszystko co opowiadał mi tata na temat Hogwartu. Otworzyłem listy i przeczytałem to jednym haustem. Tak się cieszyłem, że nie mogłem powstrzymać krzyku radości. Przez tą całą radość nie zauważyłem jednej najdziwniejszej rzeczy. Czarny koń stał w moim salonie i się patrzył na mnie. Aż podskoczyłem do góry. Bardzo dziwna sytuacja. Patrzyłem na niego, a on patrzył na mnie. Przechyliłem głowę, a zwierze zrobiło to samo co ja. Zrobiłem zdziwioną minę, koń też. Zaśmiałem się bo to nie logiczne, a czarny ogier zarżał najgłośniej jak umiał. Podszedłem do niego bliżej i wyciągnąłem rękę. Bałem się, ale wiedziałem, że nic mi nie zrobi. Koń przybliżył pysk do mojej ręki i wtedy go pogłaskałem. Poczułem mocne ciepło. Tak jakbym znał go już od wielu lat. Kątem oka zauważyłem tę niebieską karteczkę od mamy. Widniał na niej już inny napis '' Jesteśmy z Ciebie dumni kochanie! Przepraszam, że nie możemy być tu z Tobą. Powodzenia!''. No tak, życie nauczyło mi radzić sobie samemu. Podszedłem do ogiera i pogłaskałem go znowu. Miał biało-brązowe pióro wczepione w falista grzywę. Był na prawdę piękny i dobrze zbudowany. Nie wiedziałem co mam teraz robić. Jedno było pewne, musiałem czekać na rodziców, którzy powiedzą mi co dalej...
Za ten czas wskoczyłem na ogiera i wybiegliśmy z domu. Nazwałem go Bon Jovi. Nie wiem czemu, jakoś do niego mi to pasowało. Galopowaliśmy po łąkach za moim domem do powrotu moich rodziców. Potem powiedzieli mi co mam robić i pomogli mi ze wszystkim. Dostałem się do Hogwartu. Nareszcie.

Kolejna uczennica!

Witamy Katharine!
http://media-cache-ak0.pinimg.com/236x/3a/cf/a2/3acfa23817dbcc0c502c26932b8d5b41.jpg

Kolejny uczeń Ravenclawu - Castiel

Mamy jeszcze jednego ucznia w Ravenclawie - Castiela.

http://data1.whicdn.com/images/117819862/large.jpg

Kolejny uczeń!

Witamy kolejnego chłopaka - Williama. Trafił do Ravenclawu.


 

środa, 4 czerwca 2014

Od Fallon - Szaleństwo na Pokątnej


- Zachowujesz się jak dziecko -syknął Theo -Mieliśmy iść tylko po potrzebne rzeczy a ty już wyskakujesz ze skóry jak byś za moment miała wyjechać do Hogwartu. Miałem dzisiaj spotkać się z Daniell, ale nie! Bo mama kazała mi kupić ci potrzebne rzeczy do szkoły! Czemu Persa nie mogła z tobą pójść? No tak, bo ma rozwydrzoną córkę! Dobra, co pierwsze... Ja pójdę po książki ty idź po szaty. I pamiętaj, jeśli ktoś cię spyta, do jakiego domu będziesz należała to pamiętaj Slytherin.
-Ale ja chcę do Gryfonów! -jęknęłam kiedy przechodziliśmy ulicami pokątnej -Dostanę nową miotłę?
- Na urodziny -burknął -Tak, więc pamiętaj. Tu trzymaj na szatę i różdżkę. I mów Slytherin a jeśli nie to się dowiem.
- Slytherin pamiętam -burknęłam i wbiłam wzrok w ziemię.
Zaczęłam iść do sklepu Madame Malkin. Już miałam otworzyć drzwi, kiedy dostałam nimi prosto w twarz padłam jak długa na ziemię.

- Ał -jęknęłam i otworzyłam oczy. Nad mną stali dwaj blondyni, ale po chwili był jeden. Zamrugałam parę razy zdezorientowana.
- Nic ci nie jest? -spytał a ja zaprzeczyłam chodź łepetyna mi pękała.
- Powiem ci tylko tyle -zaśmiałam się -Tak dziewczyny nie poderwiesz -wstałam i otrzepałam się z ziemi. -Jestem Fallon Dark. Pierwszoroczna uczennic Hogwartu.
-Ash Blood- uśmiechnął się i podał mi dłoń a ja ją uścisnęłam.

<Ash?>


Uwaga!

Jeśli ktoś chciałby napisać o zakupach na ulicy Pokątnej, a nie umieścił tego we wcześniejszym opowiadaniu, to może jeszcze takie mi przysłać (:

Od Nelly - Jak dostałam list

Dzisiaj obudziłam się dość wcześnie, jak zawsze z resztą. Ubrałam się. Pies też się budził więc wyszłam z nim na spacer. Gdy wróciłyśmy pod dom zauważyłam pełną skrzynkę na listy. W pobliżu na płotku siedziała sowa. Zdziwiło mnie to bo nigdy nie widziałam sowy, nawet w nocy. Wyjęłam listy. Po wejściu do domu zaczęłam je przeglądać. Listy dla taty, dla mamy, jakieś pocztówki... i list dla mnie?! Zauważyłam tam znaczek i pieczątkę z Hogwartu! Wykrzyczałam budząc wszystkich w domu coś takiego: ,,Dostałam list z Hogwartu! Nareszcie!''. Wiedziałam, że kiedyś go dostanę i nie mogłam się tego doczekać. Rodzice wiele razy wspominali mi, że jestem zapisana w Hogwarcie od urodzenia... Ale nie spodziewałam się, że dostane go właśnie dziś! Po pewnym czasie ucieszeni rodzice zeszli na dół. W południe poszliśmy na ulicę Pokątną. Najpierw poszliśmy do Olivandera. Pokazywał mi kilka różdżek, ale żadna się nie nadawała. W końcu podał mi bardzo rzadką różdżkę z piórem feniksa i jak machnęłam powiedział, że jest idealna. Później tata kupił mi sowę, nazwałam ją Lily, bo była jasna i piękna. Następnie wybraliśmy się po resztę potrzebnych rzeczy. Bardzo mnie ucieszyło gdy rodzice kupili najnowszą i najszybszą miotłę. Koło banku Gringotta spotkaliśmy wielkiego mężczyznę, który był znajomym rodziców. On od razu mnie poznał i powiedział, że ostatnim razem widział mnie gdy byłam bardzo malutka. Ja nie poznałam go. Ale był bardzo miły i powiedział, że jest gajowym i strażnikiem kluczy w Hogwarcie. Po powrocie do domu cały czas wieczorem rozmyślałam, jak to będzie w Hogwarcie. Zastanawiałam się też, czy są tam animagi. Albo czy będę w drużynie Quidditch'a. Rozmyślałam tak do później nocy, aż usnęłam ze zmęczenia.

Od Jenahii - Jak dostałam list

- Mamoooooooooooooooooooo! - wydarłam się na cały dom. - Co to jest?! - pokazałam na sukienkę, która leżała na moim łóżku gdy mama weszła do pokoju. Sukienka była długa do ziemi, RÓŻOWA, i bez ramiączek. Mama uśmiechnęła się.
- Sukienka kochanie, wieczorowy strój. Pójdziemy dzisiaj na kolację do pewnego młodzieńca, który chce cię poznać. - powiedziała ze stoickim pokojem. - Doprowadź się do ładu i o 17:00 chce cie wiedzieć gotową. - i wyszła. Padłam na łóżko. Fakt, nie wyglądałam najlepiej. Miałam na sobie bluzę kolegi i rozciągnięte, pościerane jeansy. Na głowie FullCap w kolorze zielonym. Dlaczego nie mogę żyć w normalnej rodzinie? Poszłam do łazienki, żeby potem nie było wrzasku i założyłam...Nie, nie sukienkę. Zieloną tunikę z rękawem i czarne rurki. Włosy w koczka i gotowe. Inaczej nie idę. Zeszłam na dół z uśmiechem na twarzy, a moja mama - wrzask.
- Jak ty wyglądasz?! Szybko na górę i wkładaj sukienkę! - zaciągnęła mnie tam siłą i również siłą wmusiła założenie sukienki i rozpuszczenie włosów. Ratunku!, krzyczałam w myślach. Wyszłam z łazienki i pojechaliśmy. Czułam się jak kolejna lalka na wystawie w domu tego chłopaka. On taki laluś i w ogóle. Matko, co ja tu robię?!, pomyślałam.
Usiedliśmy do stołu i w tym momencie - olśnienie. Zepsuję ten elegancki obiadek jak się da! Najpierw włożyłam gumę do ust. Mama spiorunowała mnie wzrokiem ale udałam, że tego nie widzę. Chłopak uśmiechał się przyjaźnie a ja tylko wywracałam oczami. W końcu sobie odpuścił uprzejmości i zaczął ze mną gadać, na osobności. Dopiero wtedy zauważyłam, że to blondyn. Widocznie też nie jest Hindusem. Miał zielone oczy i był ode mnie wyższy o głowę. Odeszliśmy w zakątek.
- O co ci chodzi? - zapytał spokojnie. Miałam zamiar doprowadzić do tego, by stracił ten ton.
- Mi? Ja tylko nie chcę tu być, w tej durnej sukience, w tych włosach i z tobą. A co? - odpowiedziałam nadzwyczaj szczerze.
- Chodzi o to... - nie dokończył. Do nas przyleciała sowa z listem. Wiedziałam, ze to coś ważnego. Czułam to. Złapałam list. Przeczytałam go. I pisnęłam najgłośniej w moim życiu. Nagle chłopak zabrał mi list. Zaczął go czytać. Zezłościłam się. Machał mi nim przed nosem. Miałam tego dość. Wyciągnęłam różdżkę i wycelowałam ją w niego. Chłopak zrobił wielkie oczy i uciekł z krzykiem do rodziców, bowiem był mugolem. Uśmiechnęłam się triumfalnie i wyszłam z domu z podniesioną głową. Rodzice wyszli zaraz po mnie. Do domu dojechaliśmy w ciszy. Potem poszłam się spakować i nie wyszłam już z pokoju.

Kolejna uczennica! Witamy Jenahię

Witamy kolejną Gryfonkę - Jenahię.


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgy_e-VX7IvCafATxDKe-kDzY4hWCRGSdcLk1S8DXoHWbqsjZu64TZWf5OxzBZ1VuNYlPevS6QBcv1LlL3v4LUc5-4P0ac_8JBIzhwzJXUaHHFSOcDCSxOkGEtL81sGOaSOBDtxeRIDeko_/s1600/wt5uj4.jpeg

Od Łiz - Jak dostałam list

Dzisiaj rano obudziłam się w swojej jaskini patrze a tu widzę list a w nim pisze: Kochana córeczko kochamy cie i dlaczego uciekłaś? Nie wiedziałam skąd mają mój adres, przecież mieszkam w jaskini pod mostem. Kiedy wychodzę do miasta wszyscy uciekają, ale nie przeze mnie, tylko przez mojego ojca wampira. Szukał mnie, ale ja się nie dałam. Po tylu latach znalazł się mój idealny tatuś. Uciekłam, gonił mnie i krzyczał - Czekaj Łiz, proszę! Schowałam się, ale nadal się zastanawiałam się czemu oni mnie szukają. Zamiast mnie woleli krew, ale może coś im się przypomniało, że mają córkę? Dlatego i co będzie na drugi dzień? Wstaje - kolejny list. Mówię:
- Podejrzane! Kto mi go tu przyniósł? - poszłam do miasta. Moja matka mnie szukała,  znalazła i goniła, ale uciekłam i się schowałam. Na trzeci dzień znalazłam się w lochu mojego ojca. Mówię do niego:
- Co za super tatuś! - ale powiedział że jak się nie przymknę, to mnie zabije w nocy. Uciekłam do jaskini - kolejny list. Chyba te listy zostaną tajemnicą. Ten był jednak o tym że przyjęli mnie do jakiejś szkoły magicznej. Ulżyło mi że nie będę musiała już uciekać przed rodzicami.

Kolejna uczennica!

Znów uczennica trafia do Slytherinu! Nazywa się Łiz i jest wilkołaczką.

http://th06.deviantart.net/fs71/300W/f/2010/069/e/7/The_Witch_by_ValentinaKallias.jpg

Kolejna Gryfonka - Nelly

Witamy w naszych progach kolejną Gryfnokę - Nelly. Łatwo się domyśleć że jest w Gryffindorze.


Vintage ♣

Od Melody - Jak dostałam list

Obudziłam się w piękny, niedzielny ranek. Patrzę na zegarek - 10:00, to sobie myślę, że wstać trzeba. Kiedy się już ubrałam (czarna koszulka z mrocznym znakiem, ciemne rurki i czarne trampki z ćwiekami i czaszką) zeszłam na dół.
- Och, panienko. Już panienka wstała? Śniadanie gotowe, już podaję, już. - przywitała mnie Trelia, skrzatka domowa ze swoją codzienną paplaniną. Poszłam za nią do jadalni, ona zniknęła na chwilę w drzwiach, prowadzących do kuchni. Zaraz potem przyniosła mi naleśniki z truskawkami, polane gorącą czekoladą. - mniam, kocham naleśniki.
- Czy tata wyszedł już. Mówił że będzie miał dziś coś ważnego do załatwienia w Ministerstwie. - zapytałam krzątającej się nieopodal Trelii.
- Nie, nie pan Cravin jeszcze nie wyszedł. Mówił żeby przekazać panience, aby przyszła do niego, gdy już skończy jeść śniadanie... Przynieść więcej naleśników? - spytała wymownie, kiedy zobaczyła że już wszystko zjadłam.
- Nie, nie trzeba. Lecę do taty! - odparłam i szybko wstałam. Nie po to jadłam z prędkością ponaddźwiękową żeby teraz chcieć więcej. Domyślałam się bowiem co tata chce mi oznajmić. Jeśli to nie sowa przyleciała by wręczyć mi list do Hogwaru to naprawdę nie wiem o co chodzi. Kiedy opuściłam jadalnie pobiegłam najpierw długim korytarzem z obrazami całego mojego rodu. Po prawej stronie widziałam wszystkich moich przodków, a po lewej natomiast wszystkich skrzatów domowych. Pod koniec widniał obraz mego ojca z matką, trzymającą mnie na rękach. Miałam wtedy może z dwa miesiące. Potem skręciłam w stronę holu i po kilku sekundach już tam byłam. Zauważyłam pelerynę i kapelusz, wcale nie należące do mojego ojca. - Ma gościa. - pomyślałam. - Na pewno poszedł z nim do salonu. Podążyłam więc tam i ostrożnie otworzyłam drzwi. Mój tata siedział na sofie i rozmawiał z jakimś mężczyzną siedzącym w fotelu (moim ulubionym fotelu). Kiedy weszłam zwrócili na mnie uwagę.
- A to jest właśnie Melly. - przedstawił mnie, po czym zwrócił się do mnie - Kochanie, to jest Sevrus Snape. Jest moim dobrym przyjacielem i przy okazji nauczycielem w Hogwarcie. Przyszedł tutaj aby..
- Wręczyć ci to. - przerwał mu profesor i podał mi grubą kopertę z pożółkłego pergaminu z herbem HOGWARTU! Miałam ochotę skakać z radości, ale powstrzymałam się. Nie wypadałoby tego zrobić przy przyszłym nauczycielu. Zmieniłam tylko kolor moich oczu - z szarych na błękitne. Kiedy mój tata to dostrzegł, cały zaczął promienieć. Rzadko korzystałam ze swojego daru w innych sprawach niż muzyce.
- Pan uczy zdaje się eliksirów? - zwróciłam się do profesora.
- Tak. - odpowiedział krótko, po czym zwrócił się w stronę mego ojca. - Muszę już iść. Jeszcze kilka osób musi otrzymać dziś swój list, no i jeszcze mam coś do załatwienia na Pokątnej. Do widzenia i - popatrzył na mnie. - do zobaczenia. Byś może trafisz do Slytherinu, a jestem tam opiekunem.
- Do widzenia panu.- odpowiedziałam grzecznie, chociaż w środku wszystko się we mnie gotowało. Zawsze chciałam znaleźć się w Slytherinie. Przynajmniej od czasu, gdy rodzice mi o nim opowiadali.

Następnego dnia było już po zakupach. Zaopatrzona w podręczniki (i przy okazji trochę nadprogramowych książek), zwoje pergaminów, zapasy atramentu, pióra do pisania (12, bo nie umiałam się zdecydować), szaty, kilka ładnych piżam (i innych pięknych ubrań oraz butów i dodatków), najnowszą miotłę (z trudem wywalczoną), różdżkę i wiele innych przydatnych oraz niezbędnych (bądź trochę mniej) rzeczy nie mogłam się już doczekać, gdy w końcu tam pojadę. By zabić czas polatałam trochę najpierw na miotle, potem na Newterii, mojej, ślicznej, czarnej pegazce. Pod wieczór poszłam do domu, do sali muzycznej i pograłam trochę na fortepianie. Później trochę śpiewałam aż "wreszcie" (jak to określił ojciec) poszłam spać. Nie mogłam tylko wciąż przestać myśleć o tym jak fajnie by było, gdyby mama nam towarzyszyła. Przywykłam już że prawie nigdy jej nie ma w domu, ale hmm dostanie listu do Hogwartu to raczej nie byle sprawa, prawda? W końcu zmorzył mnie sen.

wtorek, 3 czerwca 2014

Od Arawis - Jak dostałam list

Wstałam wcześnie, jak dla mnie za wcześnie. Śnięta jakoś doszłam do łazienki i zamiast letniej wody puściłam lodowatą - przynajmniej się wybudziłam. Od 24.00 czekałam na list z Hogwartu. Na razie nie raczono mi go dostarczyć. Zeszłam na dół i zobaczyłam godzinę o której wstałam. 4.00, tak i ja się dziwiłam, że miałam problem z obudzeniem … Na polu było dosyć ciepło. W tym powoli rozjaśniającym się mroku postanowiłam polatać na miotle. Był to zły pomysł, ale przynajmniej wpadłam na sowę z wiadomością. Priorytetowo wróciłam do domu i rozpakowałam list. Wszystko ładnie i składnie, ale rodzice jeszcze nie znali tej nowiny. Ruszyłam się nią podzielić, lecz zanim weszłam na kręcone schody mojego zacnego domostwa runęłam w dół, ponieważ Ferenca oplotła mi nogi. I jeszcze miała czelność syczeć! Meliana na mnie usiadła i myślała, że uwije sobie gniazdko w moich włosach. Z prędkością światła zrzuciłam ją z głowy, rozplotłam węża i pogalopowałam na górę. Jak wpadłam do sypialni rodziców i wykrzykiwałam nowinę. Oni jednak wytrwale chrapali. Postanowiłam obudzić ich sposobem. Skoczyłam na łóżko, a oni się momentalnie ocucili.

Po chwili wszyscy świętowaliśmy i już po pięcie minutach byliśmy na ulicy Pokątnej. Mój ojciec spotkał tam Snape’a. Byli dobrymi przyjaciółmi. Strasznie się zarumieniłam gdy mnie rozpoznał-ostatnio widziałam go jak miałam sześć lat, byłam zwykłym bachorem. My z matką jednak szybko ruszyłyśmy w stronę sklepu z różdżkami. Dostałam Czarny Bez, Włókno ze Smoczego serca, 14/7 cala, giętką i przyjemną w dotyku. Teraz szaty. Przynajmniej były czarne co miło mnie zaskoczyło gdyż był to mój ulubiony kolor. Tatusiek zakupił mi książki, kociołek i całą resztę potrzebnych przyborów, zapomniał jedynie o piórze. Poszłam po nie sama. Lecz był pewien problem… Ujrzałam dziesięć zaskakująco pięknych piór. Oczywiście kupiłam wszystkie. Wyłudziłam także czarną, lekką, koronkową koszulę do spania i najnowszą miotłę. Po drodze wstąpiliśmy do sklepu z obuwiem. Wyszliśmy zaopatrzeni w czarne, wiązane i bardzo lśniące oficerki do jazdy konnej oraz glany i trampki w białe czaszki.

-Cóż, mogę uznać te zakupy za udane - zdałam relacje po pracowitym lipcowym dniu.
-Tak, a ja mogę wyrzucić portfel, bo nie mam co do niego włożyć – mój tata nie był o tym tak dosłownie przekonany.

Mój skrzat domowy zaniósł zakupy do mego pokoju. Już nie mogłam się doczekać, to było wspaniałe uczucie! Zaczęłam skakać po łóżku, aż w końcu dostałam zadyszki i upadałam na zimną i jakże orzeźwiającą podłogę. Taka gleba zawsze jest przyjemna. Zaczęłam się pakować. Rodzice uznali iż mam nerwicę. Po godzinie byłam w pełni gotowa.




Kolejna Ślizgonka!

Kolejna dziewczyna w domu Slytherin - Melody!

http://img.szafa.pl/ubrania/1/011922953/1348109585/wlosy.jpg

Kolejna uczennica - Arawis

Kolejna uczennica - Arawis. Trafiła do Slytherin'u!

https://encrypted-tbn1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQlQOPVWnnaRXuUReldU3zz-TvIhvk63lWtdk3YgNLuktKYwkMo

Od Fallon - Jak dostałam list

Był to wieczór razem z rodzinom zajadałam się kolacją kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Zobaczyłam Dumbledore'a we własnej postaci. Podjarana pobiegłam do rodziców i szybo wyciągnęłam mamę żeby podeszła do drzwi.
- Witam droga Asterio -powiedział z uśmiechem -Masz może trochę herbaty? Bo chciał bym porozmawiać z Fallon.
Mama wróciła szybko do kuchni i zaczęła wrzeszczeć na skrzata aby zrobił szybko herbatę. Dyrektor wyciągnął z kieszeni w szacie list.
- Wiem że 11 lat dopiero kończysz w wrześniu dlatego teraz masz swój list. -powiedział -I tak będzie co roku aż do ukończenia. Uprosiłem ministerstwo bo uważali że powinnaś iść od następnego roku. Tak więc przedwczesne sto lat Fallon. I gdzie herbata? I czy mógł bym skorzystać z toalety? Te wycieczki na pegazach są dość długie.
-Na pegazach? -pisnęłam podekscytowana i wybiegłam. Pod domem stał piękny gniady pegaz który skubał delikatnie trawkę. Z uśmiechem wróciłam do domu i usiadłam przy stole. Theo poczochrał moją czuprynę z uśmiechem. Tego wieczoru i moja siostra wraz z mężem i córką przyjechali na kolacje.
- Mogę otworzyć? -spytałam podekscytowana
- Jasne -odpowiedziała siostra
Szybko otworzyłam i zaczęłam szybko czytać z wielgachnym uśmiechem na ustach. Koło mnie pojawiła się skrzatka.
- Niech panienka da to jutro kupię wszystko prócz książki - powiedziała lecz ja nie dałam jej. Skrzatka zamrugała parę razy i poszła do kuchni nająć się herbatą. Tego dnie byłam totalnie w niebo wzięta.

Kolejna uczennica - pierwsza Gryfonka

Witamy kolejną uczennicę, Gryfonkę - Fallon.

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgaYYxlAN_msGrkk0er9Xe70ayrFSGr0syCuAXwbmERXkPvs9SvvdIwK35NmSAxgfdPaWZc19jWlduY6wTMKL_B6x_YYu6i3pgvYOVlus1L98OxKtGYrrbG-FFz2kJrGHBLIe6_YmJ91WJV/s1600/tumblr_mm8i2nQeoe1s1tzpbo1_500.png

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Od Ash' a - Jak dostałem list

Przez moje oczy przenikało słońce chociaż była dopiero 4 nad ranem. Otworzyłem oczy. Miałem sen, że uczę się w jakiejś Akademii magii i Czarodziejstwa... Dość dziwny sen... Obróciłem się na drugi bok i zobaczyłem sowę która siedziała obok mnie. Patrzyłem się na nią jak głupi przez jakieś dobre parę minut. Sowa zbliżyła się do mnie. Dopiero teraz zobaczyłem, że sowa trzyma jakiś list. Przyfrunęła do mnie i upuściła list przed moją ręką.
- A co to? - zapytałem jakby sowa miała mi odpowiedzieć.
Wziąłem list. Otworzyłem kopertę i przeczytałem:
- Drogi Ash' u Blood, bla bla bla - czytałem po czym odłożyłem list na podłogę. - to ma być jakiś żart?
Sowa pokręciła przecząco głową
- Czy ja zwariowałem czy mi się tylko zdaje? No cóż... Jestem nie normalny... Trzymam w domu lisa... A co to? Z koperty wyleciał bilet na stację kolejową. Wziąłem bilet do ręki.
- 3/4? - zapytałem sam siebie, wstałem i poszedłem się ubrać.

Od Isabelli - Jak dostałam list

Był zwyczajny, sobotni ranek. Obudziłam się bardzo wcześnie, bo o 05:40. Spojrzałam na łóżko mojej młodszej siostry - spała smacznie. - Hmm, co by zrobić. - pomyślałam. Wstałam po cichu z łóżka i podeszłam do szafy na palcach. Ubrałam się szybko w to co miałam po ręką, czyli czarne legginsy i pomarańczową koszulkę. Potem zeszłam po schodach na dół, do kuchni. - A może przyrządzę jajecznicę! - przyszedł mi do głowy pomysł. - W kuchni są tak grube ściany że nikt nic nie usłyszy. A tata niedługo wstanie i będzie głodny - szukałam argumentów. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam jajka. Niestety, pech chciał żeby jajka wyleciały mi z rąk i spadły na podłogę. Potłukły się wszystkie, no i to pogrzebało moją szansę na niespodziankę dla taty. Chwilę później wszedł do kuchni, już ubrany.
- Obudziłam cię? - spytałam się go sięgając jednocześnie po ścierkę.
- Nie, nie wstałem już wcześniej. A co? - powiedział, ale później spojrzał na podłogę. - Aha.
Nagle usłyszałam jakiś dźwięk. Jakby coś stukało w okno. Spojrzałam w tamtym kierunku. A w okno stukała najprawdziwsza SOWA! Zamarłam. Jeszcze nigdy nie widziałam sowy, nawet w nocy.
- Tato... - zaczęłam, ale mój ojciec przerwał mi:
- Zaraz się wszystkiego dowiesz. - rzekł, a gdy na niego spojrzałam zdałam sobie sprawę, że jest biały jak ściana. Podszedł do okna i otworzył je. Do kuchni wleciała ogromna sowa śnieżna i upuściła list na blat stołu, po czym wyleciała przez otwarte okno. Powoli podeszłam do blatu i sięgnęłam po list. Był z żółtawego pergaminu. Otworzyłam kopertę szybkim ruchem, po czym przeczytałam na głos pierwszą linijkę. Zapadła cisza.
- Czarownicą? - przerwałam w końcu milczenie.
- Tak. Czarownicą. Twoja matka też nią była.
- Ale dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś?
- Bałem się. - powiedział. - Bałem się że znikniesz, tak jak ona.
Rozmawialiśmy potem bardzo długo, przez cały dzień. Kiedy kładłam się spać, wiedziałam już tyle żeby się przekonać - tego wieczora nie zasnę.

Nowy uczeń - Ash

Mamy kolejnego ucznia, chłopaka o imieniu Ash. Trafił do Slytherin'u!

http://img1.wikia.nocookie.net/__cb20130805125726/disney/es/images/6/6e/Ross_Lynch.png

Nowa uczennica - Isabella!

Witamy nową uczennicę - Isabellę! Trafiła ona do Ravenclaw'u!

http://silver-o-bzdurach.blog.onet.pl/files/2013/05/angela.jpg

Witamy i zapraszamy!

Serdecznie witamy wszystkich uczniów, opiekunów, nauczycieli, mugoli i czarodziejów!
Ten blog to taka jakby szkoła Hogwart, tyle że nie ma u nas Harry'ego Potter'a, Hermiony Granger i innych osób tego typu. Oczywiście są nauczyciele i inni pracownicy szkoły, ale nic poza tym. Voldemort dawno pokonany!
Dołączając możesz poczuć się jak prawdziwy uczeń Hogwartu.
Na co czekasz?

Albus Dumbledore